Stroje regionalne i ludowe, suknie Ĺlubne, materiaĹ na firany
W 19 krajach Europy abonament jest formą finansowania mediów publicznych, czyli tych, które w swoim statusie mają zapisaną misyjność. Polska jest numerem jeden jeśli chodzi o jego niepłacenie. Dlaczego jest tak źle? Mowa o 19 krajach. Unia Europejska liczy 27, a na naszym kontynencie w całości lub częściowo leży 46 krajów. Jak się okazuje forma ta nie jest powszechnie przyjętym standardem, a są też kraje gdzie tylko część płaci abonament (np. Belgia, gdzie flamandzka część kraju zrezygnowała z tej opłaty). Później wrócę do tego zagadnienia.
Teraz zajmę się "misyjnością". Ewolucja (a może raczej rewolucja) publicznej telewizji zaczęła się od czegoś co można opisać słowami "Kultura, won! Sztuka, won!". Te sfery przeniesiono do TVP Kultura. Problem w tym, że nie jest to kanał ogólnie dostępny dla wszystkich odbiorców, wszak nie każdy korzysta z DVB-T (a w zasadnie nikt nie korzystał z sygnału naziemnej telewizji cyfrowej gdy w 2005 roku wygoniono kulturę z ogólnodostępnej telewizji publicznej). Nie ma się co oszukiwać, telewizja publiczna nie spełnia misji. Stąd wcale nie dziwi mnie, że 65% Polaków nie płaci abonamentu rtv.
Nie spełnianie misji to jedno. Do tego dochodzi tradycyjna polska postawa na anty. Sytuację pogłębia mnogość reklam, przesycenie "publicystyką" (cudzysłów celowo) i wysokie (czasami wręcz horrendalne) stawki wypłacane celbrytom za udział w niskiej jakości programach widowiskowych oraz tzw. aktorom, za występy w kiepskich tasiemcowych serialach.
Rozśmieszają pomysły takie jak ubiegłoroczny, który zrodził się w KRRiT, a zgodnie z którym abonament rtv płaciłoby każde gospodarstwo domowe mające dostęp do elektryczności (sic!). Śmieszne, ale na swój sposób przerażające pokrętną logiką.
Rozwiązania są idealnie proste, ale my Polacy nie lubimy łatwych rozwiązań. Przede wszystkim można wzorem Francji ustalić, że telewizja publiczna nie może nadawać reklam. Dziś nad Sekawną reklam nie nadaje się w godzinach 22:00 - 06:00, a do 2016 także w godzinach 06:00 - 22:00. Po pierwsze, takie rozwiązanie zwiększy ilość czasu antenowego na misyjność, po drugie zmusi do obniżenia stawek do tego stopnia, by osoby prowadzące programy rozrywkowe (podkreślam: w publicznej telewizji) nie zarabiały więcej niż Prezydent RP. Innym i wręcz idealnym rozwiązaniem jest wprowadzenie kodowania sygnału programów telewizji publicznej, tak jak to się robi na satelicie. Na stronie bankier.pl znalazłem taki cytat:
No cóż, oglądanie Dody kłócącej się z Saletą czy Steczkowska i dostającej za to dziesiątki tysięcy złotych i tym podobnych "atrakcji" w telewizji publicznej potrafi dobić nawet najbardziej wyrozumiałych widzów. Oprócz zakodowania sygnału dla odbiorców sygnału DVB-T można wprowadzić stałą opłatę odbiorcom telewizji kablowej, ale w zasadzie też powinni mieć wybór czy chcą oglądać TVP czy nie. Wówczas ściągalność opłat wyniosłaby 100%, ale obawiam się, że ilość pieniędzy jaka wpływałaby z tych opłat wcale by nie wzrosła.
W przeciwieństwie do Janusza Palikota, Jurka Owsiaka, bp. Wiesława Meringa, czy obecnego premiera, którzy swego czasu zachęcali do niepłacenia abonamentu, ja tego nie czynię. Zastanawiam się jedynie czy kiedykolwiek będziemy mieli porządną telewizję z duża dawką historii, programów przyrodniczych, programów dla dzieci itp. Można mnożyć byty (istniejące TVP Kultura, TVP historia, TVP Info, TVP Seriale, czy nieistniejące jeszcze np. TVP Dziecko, TVP Ogrodnik, TVP Kierowca itp), ale pojawia się pytanie ile programów telewizji publicznej jest nam potrzebne? Ilu pracowników trzeba utrzymywać z publicznych pieniędzy? Na szybkiego znalazłem w necie, że TVN zatrudnia ponad 1400 osób, a Polsat ok. 800, a TVP ok. 4000. Przy czym są to liczby etatów, bez uwzględnienia pracowników zatrudnionych na umowę o dzieło itp. TVN i Polsat nie muszą kierować się żadną misją i trudno mieć pretensje o serwowanie papki. Po prostu można nie oglądać. Z TVP jest inaczej. Tak długo jak podatek od telewizora jest tłumaczony jej utrzymaniem (bo wypełnia, a raczej ma wypełniać misję) tak długo należy pamiętać, że z umowy wywiązywać się muszą obie strony.
... pojęcie to [misja publiczna - przyp: Marmik] w ustawie nie jest definiowane przedmiotowo, lecz podmiotowo. Ustawodawca nie sprecyzował, jakie programy są, a jakie nie są misyjne. Ustawa po prostu stwierdza, że telewizja publiczna realizuje misję publiczną, nadając swój program. Na gruncie ustawy dyskusja o tym, co jest, a co nie jest misją w TVP, jest po prostu bezprzedmiotowa, bo misją jest wszystko, co nadaje. W efekcie prawie wszystkie koszty księgowane są na koncie „misja”, łącznie z pensjami ponad 7 tys. pracowników, budową nowej siedziby, odprawami dla dyrektorów, kosztami sądowymi poniesionymi w obronie dóbr osobistych pań Raczyńskiej i Koteckiej, itp. Praktycznie wszystkie wpływy poza abonamentem księgowane są na koncie „działalność pozostała”. W efekcie prezes Urbański może twierdzić, że tak pojęta działalność misyjna stanowi 1695 milionów złotych kosztów, czyli 98,9 proc. wszystkich kosztów TVP. Działalność pozostała generuje 76 proc. wpływów publicznego nadawcy, kosztując go jedynie 20 milionów złotych rocznie (1,1 proc.). Zarząd TVP z dumą więc twierdzi, że do misji publicznej dopłaca 1260 złotych stanowiących zysk z działalności ubocznej. Filmy z Sylvestrem Stallone’em w TVN to komercja, w TVP to misyjna rozrywka. Dlatego „Taniec z gwiazdami” to komercja, a „Taniec na lodzie” to popularyzacja łyżwiarstwa.
dnia Wto 22:18, 13 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz