ďťż
Baza wyszukanych fraz
Stroje regionalne i ludowe, suknie ślubne, materiał na firany

D-day – Raszówka 5.06

D-day jako impreza miała nawiązywać do swego czasu wielkiego desantu aliantów na pewne tam plaże w Normandii. Miało. Bo nie miało tez wymogu stylizacji. I mało kto się tym w zasadzie przejął. W zasadzie jedynie Taps miał kompletny strój i moja olivka była bliska. Po stronie złych, widziałem zdaje się jakieś II wojenne camo, ale nie będę przysięgał, że tak było. Co prawda patrząc z punktu stylizacji to wystarczył fleck i było dobrze. Ale całościowo stylizacja legła w gruzach a szkoda. Trzeba ludzi na Ardeny wysłać, by sobie zobaczyli że można i się da. A koszt jest naprawdę niewielki. Ale też organizator nie wymagał i może i dobrze, bo sporo ludzi było. A że i tak było znaczenie taśmami to nawet amerykańskie camo było po stronie Osi. No taka wola orga by siły wyrównać. I było prawie równo.

Wciągnąć brzuch wypiąć klatę… wojsko patrzy..

Się SAS-y przygotowują…

Jak to na strzelankach, org walnął krótką przemowę z pytaniami i odpowiedziami i poszliśmy na swoje respy. Tam dowódca polowy nasz herr general Sonic zrobił odprawę, podzielił, wydzielił, zrobił szybkie lekcje poglądowe co i jak należy robić i byliśmy gotowi do czynu.

Aliant

Ładowanie kulców

Pierwsze przeszkody, które miały nas czekać to pola minowe. Każdy TF miał swoich saperów, którzy mieli przeprowadzać ludzi i rozminowywać. Pomysł słuszny. Bo inaczej byłby wąskie przejścia drogą. Jako alianci mieliśmy także pojazd terenowy, do desantu na tyły wroga czy gdzie tam mu się udało zajechać zanim go rozwalili.

Pan w ATACS-ie

Co dziś powie org…

D-ca Sonic

Ruszyliśmy. Ja, Taps i Kuba jako żołnierze Airborne zostaliśmy zrzuceni gdzieś, ale wcześniej musieliśmy tam dotrzeć z buta. Miałem być snajperem, ale snajperka powiedziała coś w rodzaju – pierdol się mam wolne czy jakoś tak i nie raczyła strzelać, więc byłem snajperem z p90 i jednym lowem. Ale przy trybie singla i dwiema klamki za pasem, nie jest się na straconej pozycji od razu. I tak sobie przez ten las szliśmy. Taps zapieprzał jakby ukończył kurs rangersów u misja Jogi albo strusia Pędziwiatra. A my za nim. I idziemy szukając tego pola minowego, bo Kuba jest saperem, to se i przejdziem i rozminujem tenże. Ale nie ma nić. Pewnie szkopy nie zdążyły. Dobra nasz. Idąc widzimy już jakieś budynki. Jesteśmy na wysokości narożnego o numerze 18. Ktoś jest w środku i nawet zobaczył Tapsa. Se strzelili. Ale cokolwiek niecelnie. Próbujemy ominąć i wejść od tyłu. Przebiegnięcie przez małą polankę to był pikuś. Ale chłopy walą z piętra. Cóż to ich zdecydowana przewaga. Nam trudniej. Nawet za bardzo odpowiedzieć nie ma jak. Taps dostaje. My z Kubą jeszcze trwamy. Zbliża się jakaś grupa. To nawet sam pan głównodowodzący feldmarszałek Hightower w ucp. Z góry im krzyknęli, że jesteśmy w pobliżu a my posłaliśmy im trochę kompozytu w prezencie. Szybkość gębowania i ucieczki była zawrotna. Niestety Kuba zostaje trafiony i zostaję sam. Coś tam się jeszcze odgryzam z klamki, ale powoli się wycofuję. Ich jest więcej. Widzę jakiś rów, okop, łotewer i wbijam w niego. I dymam do zakrętu. Słyszę, że coś tam chyba szukają, ale jakoś bez przekonania. A jak się doładowuję.

Taps na czele

Ci dwaj przeżyli mój samobójczy atak…

Czekam. Ktoś przeszedł drogą. Ale ile można czekać. Olewam system i bezczelnie wchodzę na drogę i idę w stronę 18-tki. Tą droga do tej pory tylko szkopy dyamały, to może się uda podejść. I się udaje. Jestem sobie pod wejściem do budynku. Tylko, że tym to tylko parter jest dostępny a na piętrze jest co najmniej dwóch. Drugie wejście jest z drugiej strony a tam co chwilę ktoś chodzi. To na resp to z respa. To siedzę cicho w krzaczkach koło wejścia. I mijają mnie różne osoby. nawet nie zauważając. Ale jak ktoś się czegoś nie spodziewa, to i nie zobaczy. Nasi zaczęli atakować budynek od strony lasu. Widzę jednego jak stoi tyłem do mnie. Pyk, pyk, pyk.. I woła – Dostałem! Nie wiem czy się zorientował, że to nie z tej strony. Jeszcze jeden mi się taki trafił. Stoję na rogu budynku a nagle słyszę jak kulki się odbijają od drzewa i muru. To w te pędy śmigam na schody i do budynku. Klamka w dłoni jest cały czas więc nie ma problemu jakby się jakiś napatoczył. Schowany w ciemności jakiegoś pomieszczenia czekam. Ale tylko przechodzą wzdłuż drogi. Po pewnym czasie wzdłuż ściany za budynkiem wiedzę trzech. I znowu sam pan dowodzący. Tylko wtedy nie wiedziałem, że to ona. Więc przepuściłem trójkę, bo nie chciałem prowokować strzałami tych co stali przed budynkiem.

Idą gdzieś…

Panie, weź pan na ramę…

W drodze na działo numer 1

Czekam i czekam. I tylko Niemcy mijający budynek. Jakby tu tych na piętrze zażyć. No tylko głównym wejściem. Ale tam zawsze ktoś jest. Więc czekam na sposobność. Mnóstwo czekania. Zrobiła się cisza przed budynkiem. Schodkami przez jakiś garaż i jestem z boku budynku, tuż obok wejścia. Już prawie wchodzę na murek ale widzę przez drzewa jakieś cienie wracających z respa. Kucami czekam. Może jest ich trzech, bo tyle mi się wydawało. Są blisko, wstaję i walę. Ale ich się coś jakby sklonowało albo nie wiem, bo cała gromadka jest. Nic to. Palec mi się zagrzał ale sieję na tym singlu. Dwóch ucieka gdzieś reszta dostała. Wracam do budynku i przez okno jak głupi hyc na ziemię i dostaję od jednego co przeżyli mój niespodziewany dla nich szturm. Mój błąd… czas na respa. Ale zadowolony jestem. Ba

Ochrona zdobytego obiektu

Samotny wróg…

Na respie chwila przerwy. Potem dopada mnie Sonic. Ma być szturm na działo numer 1. Kurwa, to tam gdzie sobie siedziałem przez jakiś czas w prawie klimatyzowanej ciemni parteru. Cóż, mamy iść sporą grupą. To proponuję opcje na bezczelnego. A co, to się czasem sprawdza. Uważać trzeba na wyjście z pola minowego drogą bo tam zaraz za nim widziałem szkopów. Jest nas spora rzesza ludzi więc że w kupie nawet raźniej się bać ruszamy. Zaraz po wyjściu z pola minowego ruszam biegiem a reszta też tylko że się cokolwiek rozciąga. Postój koło małego jakiejś budki tuż koło działa nr 1. Dwóch idzie od tyłu a reszta do przodu. Tuż przed budynkiem widzę znowu mojego ulubione ucp. Strzelam i inni strzelają. Ten to ma szczęście. Ale za to pięknie wieje…

Pole minowe…

Obrona Ambasady – przedpola

Obrona Ambasady cdn…

Jesteśmy pod budynkiem. Cokolwiek ja z Sis-Que-Vaz-em (ale se ksywę człowiek wybrał…) biegusiem na schody i jesteśmy w wejściu. Ktoś dostaje z góry budynku. My klamki w dłoń i na piętro. Żadne tam opieprzanie się tylko szybko. On w lewo ja w prawo do pomieszczenia. Czysto. W tym czasie Sis-Que-Vaz zdejmuje jedynego obrońcę budynku z klameczki. Schodzę na dół i rozstawiam tych co z nami są. Trzeba wysadzić działo. Pierwsza próba – niewypał. Druga petarda wali mocno, aż mi się sufit sypie na łeb. Przez radio dostajemy rozkazy od Sonica, by iść dalej. Zostawiam kilku na parterze, piętrze i w lesie a z resztą ruszamy drogą na działo numer 3. Dostajemy komunikat, że działo numer 2 zostało wysadzone. My idziemy dalej. Idę na przedzie, znowu specjalnie się nie kryjąc i wychodzimy na jakiś szkopów. Otwieramy ogień. Kilku ginie, ale nie wszyscy. I znowu dostaję kulkę. Bo się kulom nie kłaniam i zamiast w jakiś chwast to se idę do przodu. Ale wiecznie przecie żyć nie zamierzam. Na resp.

Obrona Ambasady w Ambasadzie…

Zaciekła obrona Ambasady…

Powrót z respa

Po drodze mijam sobie wroga. I mam sposobność oglądać jak broni się Ambasada. Kolejny resp i znajduje się zaginiony Taps, bo Kuba wcześniej zdobywał także działo nr 1. Plan jest by znowu w las. Ale przechwytuje nas znowu dowódca bo okazuje się, że idzie atak na Ambasadę. To wbijamy w prawo w las koło ambasady. Zajmujemy pozycje na dwóch jakiś pagórkach. Taps przede mną a za mną dochodzi po jakimś czasie i Kuba. I czekamy. Niedługo zaprawdę, bo rozlega się kanonada aegów w trybie singla na drodze i w okolicach. Od czasu do czasu przerywana jazgotem kaemu. A my czekamy. Widzę jakiś cień w oddali podchodzący pod pozycję Tapsa. Kilkanaście strzałów i schodzi. Przebić się kulkami przez te krzaki to nie jest takie hop siup. Szybko wyjmuję klamkę i kładę na trawie i biorę się za ładowanie maga do p90. Gotów. Klamka czeka i tak. Kolejny. Pięknie wyszedł ustawiony boczkiem jak jeleń na rykowisku. Zastanawia mnie dlaczego Taps go nie zdejmuje. Nic to, ja go zdejmuję. Podchodzą nasi. Widzę Szumiego i innych. Ruszamy do przodu. Co chwila gleba, bo ktoś strzela. Kolejny zdjęty. Taps się czołga i zdejmuje z górki jakiegoś. Wychodzimy z lasu. I tak se chodzimy to tu to tam. Chcemy zrobić zasadzkę na wroga przechodzącego przez pole minowe. Niestety włączyłem radio a tam rozkaz by się udać na wierzę ciśnień by bronić tam wieży radarowej. To śmigamy. Niedługo trzeba czekać aż nas zaatakowali. Razem z Leszkiem z SAS-u chcemy ich obejść dookoła przez pole minowe. Mamy dwóch saperów – Leszka i Kubę więc szybko się przemieszczamy. Dołącza do nas megabac i ktoś jeszcze. Dzielimy się na dwa zespoły. Ja z Leszkiem idziemy dalej. Kontakt! Strzelamy. Leszek trafia, ale to był nasz… Po chwili są i nie nasi. Wymiana ognia kończy się moim zgonem.

Coś się dzieje…

Gotów do strzału

Czołganie przez pełzanie…

No i koniec. W tym też koniec imprezy. Kilku minut podobno brakło by zdobyć kolejne już ostatnie działo. Bywa.

PODSUMOWANIE

Nazwa imprezy nie odzwierciedla zasadniczo klimatu, bo brak stylizacji robi swoje. Ale nazwa to nazwa a mechanika można by powiedzieć zbliżona cokolwiek a przynajmniej starająca się być taka. Tu należą się gratulacje dla orga, że posłuchał i wyciągał wnioski z tego co ludzie pisali na forum. Wprowadzenie singla to był chyba strzał w dziesiątkę. Dzięki temu w znaczący sposób ograniczyło się terminatorstwo, choć jakieś tam mogło istnieć. Ale też nie w trybie singla ludzie szybko zauważają, że kulka latają różnie. Co innego w trakcie serii korygować ogień w kierunku wroga a co innego na singlu. To był bardzo fajny i znany już pomysł ale się sprawdził jak trzeba. Acz mi by seria pomogła skosić cały oddziałek… Cóż… bywa…

Na stacji radarowej….

Drugi bardzo ciekawy i nowy pomysł, to pole minowe i wprowadzenie saperów. Ciekawie to urozmaiciło samą grę. I pozwalało na ciekawe opcje taktyczne. Podobnie wprowadzenie pojazdu do desantowania się. Nie wiem jaka była skuteczność tego pojazdu, ale wszyscy byli zadowoleni nawet jak w trakcie desantu ginęli.

Jeden minus to opcja, że Niemcy mogli niszczyć rozminowane ścieżki a na odprawie kilka razy było mówione, że raz rozminowanego się nie rusza. Ale dla mnie to akurat był teoria z którą miałem mało wspólnego.

Powroty

Minus albo i nie minus, bo na to org wpływu nie ma, to zwijanie się ludzkości w momencie zbliżania się pory obiadowej. Pogoda dopisała i było to raczej pewne, że sporo ludzi zniknie. Ot, takie to już komandosy ersoftowe. Myślę, że wcześniejsze rozpoczynanie i wcześniejsze kończenie imprezy będzie dobrym rozwiązaniem w szczególności w lecie.

Brawa należą się organizatorom za pomysł, nowatorstwo i pracę nad przygotowaniem imprezy. Wyszło fajnie. Ja się tam nie nudziłem choć się sporo na tyłach czy też pod wrogiem naczekałem, ale nie będę marudził sam tak wybrałem. Fajnie było

Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/yarakka/DDayRaszowka#

Mecenat:

tutajpoczkategori


Było...... "epicko"
O w morde Bieniu wkoncu wyglada jak człowiek.
Podziękujcie mi za to;P



© Stroje regionalne i ludowe, suknie ślubne, materiał na firany Design by Colombia Hosting