ďťż
Baza wyszukanych fraz
Stroje regionalne i ludowe, suknie ślubne, materiał na firany

Witajcie.

Razem z Wodzem Jarmerykiem stwierdziliśmy że dobrym pomysłem na przedsezonowy trening wioślarski a także integracje załogi oraz ciekawą przygodę połączoną z rekonstrukcją będą projekty realizowane poza okresem wakacji.

Pierwszą propozycją jest planowany na dni 1-3 Kwietnia 2011r. spływ rzeką Drwęcą.
http://bi.gazeta.pl/im/0/3508/m3508060.jpg

Będzie to 3 dniowa wyprawa Mirasławą po rzece Drwęcy. Przewidziana dla 5 wioślarzy (4 stałych i ewentualnie 1 zmiennik) oraz sternika. Start w piątek 1 kwietnia z rana z okolic Ostródy.
Na wyprawie obowiązywać będzie wysoki standard historyczności ubioru, wyposażenia i ekwipunku osobistego. Wszystkie stroje począwszy od bielizny powinny być wykonane z dostępnych w epoce wikingów materiałów, według znanych z tego okresu metod i znalezisk. Noclegi pod namiotem/płachtą na historycznych posłaniach. (Jednym słowem full historycznie). Postaram się aby woda którą będziemy pili, znajdowała się w drewnianej beczce, zaś pożywienie w skrzyni. Jedynymi niehistorycznymi akcesoriami będą ukryte kamizelki i apteczka, oraz telefon w razie nagłych przypadków.
Chciałbym aby projekt ten przybliżył nas trochę bardziej do realiów wczesnego średniowiecza i podniósł prestż floty Jarmeryka na polu rekonstrukcji. Po powrocie napiszemy artykuł który pomoże nam propagować to co robimy.

Zapasy pożywienia i wody zrobimy ze składek (wysokość ustalimy) przed wypłynięciem aby nie zatrzymywać się w żadnych miastach.

Płyniemy w kierunku Torunia, sprawdzimy możliwości Łódeczki i załogi.

Osoby chętne do uczestnictwa w wyprawie proszę o kontakt na forum lub pod ankalagon88@tlen.pl .

Pozdrawiam:
Leif
[/b



Ja się chętnie pisze na coś takiego. Wymogi spelniam, no może poza majtkami historycznymi

Może przyda się jakieś zaplecze kuchenne..? Jeśli nie, to mogę w ten czas robić za mężczyzne ;p

Witam, ja podobnie jak jasko majtek moze nie ogarne ale reszte jak najbardziej ;] myśle ze bedzie całkiem niezła imprezka ;d Leif a ostatnio jak gadalismy to mowilem Ci ze beczka nie tylko na wode bedzie potrzebna ;



I ja jestem chetny-do tego czasu postaram sie sprawic sobie nowe ciuchy coby nikogo lemingiem moim nie zniesmaczac

Lutuś Twój leming i tak jest już wszystkim doskonale znany

łysy tez płynie tylko nie ma kompa i kazał zeby go zgłosił,

Ja również się zgłaszam:)

Ja się nie zgłaszam, z prostego powodu w tej chwili już jest niemal przekroczona liczba załogantów Jak tak dalej pójdzie to trzeba będzie Świętką płynąć

Też coś mi się wydaje, że zaraz zgłosi się za dużo osób. Pomysł jest bardzo fajny, ale ja niestety zostaję w domu i będę uczyc się do maturki

i jak tam sytuacja twojego leminga lutku ?

Uwaga!.

Wyprawa musi zostać przełożona na późniejszy termin (po 15 kwietnia) termin 1-3 kwietnia jest NIEAKTUALNY!.

Dzwonił do mnie Wódz i powiedział że nie da rady zorganizować nam do tego czasu wioseł i załatwić transportu na wcześniej ustalony termin z osobistych powodów (pisze jakiś ważny artykuł i ma dużo roboty przy budowie domu).

W związku z tym proszę osoby zainteresowane aby określiły jakie weekendy im pasują w przedziale 15 kwietnia - 1 lipca, wyłączając 1-3 maja kiedy to odbywają się warsztat na wolinie z udziałem Jarmeryka.

Za utrudnienia przepraszam.

Pozdrawiam i czekam na odzew.

Japierdole...

Proponuje 22-24 kwietnia

Co wy na to??

Pozdrawiam

Skoro tak wygląda sytuacja, to też deklaruję się na spływ - jeśli ktoś z zadeklarowanego składu by się wykruszył/byłoby wolne miejsce. Każdy weekend mi pasuje.

Zostałem brutalnie uświadomiony że 22-24 to święta.

Dzwoniłem do Jarmeryka i ustaliliśmy ostateczną (później już nie mam czasu więc kto inny musiałby ogarniać) datę na weekend 6-8 maja. 2011.

Za te zmiany przepraszam, i proszę abyście się określili.

Ja jak najbardziej jestem za. 6-8 maja mi pasuje, tylko w robocie ustalę sobie odpowiednio grafik i płynę z wami.

Wezme wolne w robocie i plyne.

Mi też pasuje:)

mi tez chyba pasuje ;

6-8.05.2011 – „Rejs na Wyspę Duchów”

Od dawna w mojej głowie powstawał pomysł uaktywnienia poza sezonem łodzi, które po dorocznym rejsie smętnie stoją w szkutnik wysychając i czekając na kolejny spływ. Początkowo nasza wyprawa miała odbyć się wcześniej i miała wieść poprzez wartki nurt rzeki Drwęcy. Plany jednak uległy zmianie z powodów od nas niezależnych. W końcu po rozmowach z Wodzem Jarmerykiem ustaliliśmy że zwodujemy Mirosławę na wodach Jeziora Narie i popłyniemy na historyczną dla dziejów Floty Wyspę Duchów gdzie 40 lat temu wszystko się zaczęło.
W składzie: Leif, Bjorn, Lutek i Pan Kasza wyruszyliśmy więc rankiem dnia 6 maja z przystani znajdującej się w miejscowości Kretowiny. Załadunek łodzi na prowizoryczną lawetę i jej rozładunek na przystani nie sprawiły nam większego kłopotu, choć sama konstrukcja przyczepy, na której jechała Mirasława zdawała się wątpliwa. Zaufaliśmy jednak doświadczeniu Jarmeryka i po raz kolejny przekonaliśmy się że prowizoryczne rozwiązania są najtrwalsze. Po zwodowaniu łodzi okazało się, że drewno, z którego wykonano poszycie rozeschło się i popękało. Woda napływała w zastraszającym tempie, wręcz tryskając ze szpar. Od początku założeniem wyprawy był wysoki poziom historyczności i kameralny klimat. Przygotowaliśmy więc specjalne maskowanie dla niehistorycznych elementów wyposażenia, cały ekwipunek bezpiecznie załadowaliśmy na pokład i oporządziliśmy takielunek. Po ostatnich przygotowaniach chłopcy: Bjorn i Lutek zasiedli za wiosłami natomiast Kasza zajął się wybieraniem wody. Zasiadając za sterem obrałem kurs na Wyspę duchów oddaloną od naszej początkowej pozycji 2.80 km w linii prostej. Wiatr tego dnia wiał z północy dużą siłą dochodząc do 3’B. Przez długi czas zmagaliśmy się z falami próbując utrzymać kurs północny, wiatr jednak co chwilę na otwartej wodzie spychał nas ograniczając sterowność. Po około godzinie zmagania postanowiłem, że dobijemy do przystani aby odpocząć i opracować plan dalszej podróży, która przy sile napędowej dwóch wioseł i mocnym tego dnia wietrze stała się uciążliwa. Płynąc dalej wzdłuż linii brzegowej, chowając się przed wiatrem później zaś przez otwartą przestrzeń jeziora dopłynęliśmy do wyspy „Wielki ostrów”. Wyspa okazała się całkowicie dzika, miejscami podmokła. Pan Kasza postanowił spenetrować jej fragment, od tego zamiaru odwiodły go jednak całe chmary komarów. Czym prędzej ruszyliśmy dalej na północ opływając „Wielki Ostrów” od strony wschodniej.
Zbliżający się wieczór przyniósł osłabienie wiatru. Płynęliśmy ponownie przez otwartą toń jeziora bezpośrednio w stronę „Wyspy Duchów”. Owy skrawek lądu okalało gęste trzcinowisko i zarośnięta gęsto linia brzegowa bez widocznego dostępu. Opłynęliśmy całą wyspę wokoło w poszukiwaniu dobrego podejścia. Najgęstsze i najbardziej rozległe trzcinowiska napotkaliśmy po północnej i zachodniej stronie wyspy. Najlepsze dojście znaleźliśmy na północnym wchodzie, w miejscu wskazywanym przez Wodza. Nieopodal prastarej lipy dobiliśmy do brzegu pośród zwalonych pni i gałęzi drzew. Po zacumowaniu udałem się na oględziny. Wyspa jest niewielkim fragmentem lądu wyniesionym ok. 1-1,5m nad poziom wody. W całości porośnięta jest żyznym lasem liściastym z przewagą lipy oraz dębu a także olszy. Jest miejscem niesamowicie urokliwym, pełnym powywracanych pni wyjątkowo grubych drzew. Usiana wykrotami w blasku zachodzącego słońca zdała się być wymarzoną przystanią dla strudzonych wędrowców. Tak też musiało być 40 lat temu – grupa młodych ludzi zachwycona urokiem tego miejsca założyła tu osadę.
Na wyspie do dnia dzisiejszego rośnie olbrzymich rozmiarów lipa. Drzewo to widać na kronice filmowej z lat 70 z udziałem prekursorów floty. Dziś pień nosi ślady zmagań z burzom i bliznę po trafieniu piorunem, straciło też kilka konarów jednak nadal dumnie strzeże wyspy zasługując bez wątpliwości na miano pomnika przyrody.

Wypakowując nasze rzeczy na ląd przystąpiliśmy do rozkładania obozu. Prowizoryczne zadaszenie z płachty oraz ognisko, ciepła strawa i odrobina alkoholu po ciężkim dniu było tym czego najbardziej potrzebowaliśmy. Do późnej nocy na wyspie Duchów słychać było rozmowy i śmiechy załogantów.
Poranek okazał się wietrzny i chłodny. Mimo świecącego słońca pogoda nie sprzyjała nam po raz kolejny. Wiatr nadal pędził z siłą 2-3’B z północy. Postanowiliśmy że popłyniemy do „Zatoki księżycowej”, o której tak wiele słyszeliśmy. Obraliśmy więc ponownie kurs na północ, na wyspie zostawiając rozłożone obozowisko, do którego zmierzaliśmy powrócić na noc. Zmagania z wiatrem nie ułatwiało nawet trzymanie się pokrytej trzcinowiem linii brzegowej sąsiedniego przylądka. Płynęliśmy z nikła prędkością ledwo zachowując sterowność. Plusem było to że łódka powoli przestawała nabierać wody. Z wielkim trudem po kilu godzinach dopłynęliśmy do Wyspy bagiennej leżącej u wejścia na zbiornik „Ponary”. Odpoczywając tam, osłonięci od wiatru, w pełnym słońcu zacumowaliśmy do zwalonego pnia.
Niestety silny wiatr, który nabierał na prędkości w wąskim kanale tworząc efekt dyszy nie pozwolił nam osiągnąć upragnionego celu. Zdecydowałem że przy sprzyjającym silnym wietrze z północnego zachodu popłyniemy na żaglu ku Półwyspowi Kretowiny aby tam uzupełnić zapasy i na noc powrócić do naszego obozowiska.
Ruszyliśmy więc z początku półwiatrem prawego halsu na południowy zachód sterburtą mijając wyspę „Kacza Sralnia”. Gdy nabraliśmy wysokości pełnym fordewindem ruszyliśmy na południowy wschód. Silny wiatr wydął nasz żagiel zaś cały dziób z lekka uniósł się wpuszczając pod kil bąbelki powietrze. Łódka niemal ślizgała się po wodzie a załoga była uradowana jak mało kiedy. Z tą prędkością całą odległość pokonaliśmy w kilkanaście minut a dobijając do przystani w Kretowinach staliśmy się atrakcją dla tamtejszej ludności. Robiono nam zdjęcia i rozdawano cukierki, jeden starszy jegomość napomknął nawet, że dawno temu po tym jeziorze pływali wikingowie, uśmiech pojawił się na naszych twarzach – wiedzieliśmy o kogo chodzi i wiedzieliśmy, że to nam po tak długiej przerwie przypadł zaszczyt żeglowania po Narie, jako kontynuatorom tradycji Floty Jarmeryka.
Lutek i Pan Kasza szybko uzupełnili nasze zapasy w pobliskim sklepie i ruszyliśmy ponownie na wyspę duchów, aby spędzić tam kolejną i ostatnią już noc. Rankiem następnego dnia przyszła pora na powrót. Zapakowaliśmy więc bagaże i przy słabym, ale sprzyjającym wietrze z północy na żaglu ruszyliśmy na przystań z której dwa dni wcześniej wyruszyliśmy.

Wyprawa była świetną przygodą a jednocześnie dzięki niej mogliśmy się poczuć jak prekursorzy, którzy zapoczątkowali działalność odtwórczą epoki wikingów w Polsce ponad 40 lat temu. Płynąc tym szlakiem, czując w żaglu siłę tego wiatr i atmosferę Wyspy Duchów wiedzieliśmy że jeszcze tam wrócimy!.

By. Leif




© Stroje regionalne i ludowe, suknie ślubne, materiał na firany Design by Colombia Hosting