Stroje regionalne i ludowe, suknie Ĺlubne, materiaĹ na firany
W okrąglaku za wieżowcem odbywają się wystawy psów w Chicago.Widok z tarasu widokowego najwyższego budynku w Chicago Sears Tower.
Te budynki naprawdę robią wrażenie,szczególnie jak się patrzy na nie z dołu.
Najlepiej po Chicago przemieszczać się albo metrem albo takim środkiem transportu.Parkingi zazwyczaj są załadowane po brzegi i czasem trzeba przejść kawał drogi by dojść do celu.
Downtown w dzień
i wieczorem
Chcecie więcej?
whitepoodles
dnia Pią 23:47, 07 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Jasne ze tak!!!!!
Prosisz to masz:
Chicago położone jest nad Jez.Michigen.Jezioro to jest dużo większe od naszego Bałtyku
Ja byłam zimą,mróz był potężny ,na jeziorze była gruba warstwa lodu ale nie próbowałam czy wytrzyma mój ciężar.Widoki za to były bajeczne.
a psiak na kolanach podróżował ??
Ja byłam tam luczka.
Inaczej bym go nie zabrała.Leci się tam 10godz.do luku bagażowego bym nie dała.Pies do 6 kg,oczywiście mały,nie duży odchudzony,może lecieć w kabinie.Powinien być w klatce ale Borys siedział na kolanach jak tylko wylecieliśmy w górę
Część Chicago położona nad samym jeziorem nazywa się Dawntawn.Są tam ścieżki rowerowe,parki.atrakcje kulturalne i wesołe miasteczka,wszystko co się chce.Ciągnie się kilkanaście kilometrów.
Na końcu cypla znajduje się Planetarium,przed nim ten duży budynek to Oceanarium a w nim rybki i nie tylko z całego świata.Jet tam również hodowla rafy koralowej
Ten gmach to Muzeum im.Lincolna
A to wejście do Oceanarium
A to już wewnątrz Oceanarium.Te rybki tak szybko pływały,że trudno było je uchwycić
Piękne zdjęcia i pewnie jeszcze piękniejsze wspomnienia może kiedyś się doczekam dużej sumy na koncie i wybiorę się w podróż do o koła świata
dnia Sob 10:33, 08 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Ja przestałam już wierzyć ,że pojadę wszędzie tam gdzie chcę, nie tylko przez brak pieniędzy, ale też i czasu. Dlatego tak chętnie oglądam zdjęcia z podróży innych. Dla mnie to taka namiastka podróży
Śnieżynko,życzę Ci tego ale podróż dookoła świata trzeba planować i już od wczesnej młodości by zorganizować sobie tak życie,że jak przychodzi na to czas,zostawia się wszystko i po prostu wyjeżdża.Jeśli zaś masz jakieś zobowiązania jest niemożliwe by zatrzasnąć drzwi i po prostu wyjeżdżasz. Moja córka jest tam już 8 i pół roku.Ja pojechałam tam dopiero 2 lata temu i wierz mi,że dojrzewałam do tej decyzji co najmnie wcześniejsze dwa.Miałam w domu zostawić psy i nie wyobrażałam sobie jak to zrobić.Byłam tam półtora miesiąca,mogłam zabrać tylko jednego(jednego wzięła do siebie koleżanko)a dwa zostały w domu.Dniami i nocami myślałam jak im tu jest beze mnie.Teraz córka i wnuczek(ten starszy)ciągle pytają mnie kiedy przyjadę a ja?co mam robić?tam serce ciągnie bo drugi wnuczek jest ale tu...jak zostawić te psiurki,które nie zrozumieją tego dlaczego je zostawiam.Poza tym nie mam nikogo kto zajął by się nimi tak jak potrzeba.TŻ,owszem da jeść,wypuści na dwór,nawet się pobawi ale nie zadba o włos.Muszę wybrać mniejsze zło,a serce boli Tak samo jest z podróżami,jeśli ktoś ma obowiązki. Tula,wiem o czym piszesz.
Whitepoodles świetne zdjęcia!!!! Piękne! 10 godzin lotu... faktycznie to bardzo długo, a jak pies zniósł podróż bez siusiu?
Ok,nawet zjadł i napił się wody w samolocie ale już pod koniec lotu bo bałam się właśnie tego jak to zniesie.Poprzedniego dnia dostał jeść o 18,ostatni raz wysiusiał się ok.11 przed południem a później siusiał,zaraz to policzę o 19 czasu amerykańskiego to była 2 w nocy u nas.W Chicago jest czas 7 godzin wstecz w stosunku do nas.Ludzie mają z tym problemy tzn,z różnicą czasową ale u Borysa tego nie zauważyłam. Psy szybko się zaprzyjaźniły,są w podobnym wieku ale beagel jest kastratem więc nie było przepychanki typu dominacji. Trzeba było tylko pilnować przy jedzeniu bo Junior to pies,który kocha jeść a Borys do jedzenia wybredny więc jak Junior wchłonął swoje to chciał pomagać Borysowi.Ten zaś jak pies ogrodnika sam nie zje ale drugiemu nie da.Poza tym Borys nauczony jeść gotowane,wiec czasem trzeba było mu coś takiego sporządzić.Ale i to dało się rozwiązać. Najbardziej jednak tęskniłam i martwiłam się o te co tu zostały.Na szczęście nie było problemu typu jakaś przypadkowa choroba choć na taką ewentualność był przygotowany nasz weterynarz,że przychodzi do domu.
Super relacja:) Z tymi chorobami to tak właśnie jest... Jak ja wyjeżdżam zawsze coś się któremuś burkowi przydaży.
Wiesz,mój stres o tyle był większy,że zostawiałam psa po dwóch operacjach usunięcia raka,już z nowymi ogniskami. Byłam świadoma jego choroby. W 2007roku wyjeżdżałam na Euro wystawę do Zagrzebia,mój Teriś już był w zaawansowanej chorobie po udarze.Przed wyjazdem byłam u lekarza, dostał zastrzyk,który zawsze stawiał go na jakiś czas na nogi.Niestety nie tym razem,zastrzyk skutkował krótko.Zostawiałam go w dobrych rękach bo mąż szczególnie troskliwie się nim zajmował.Nie było mnie 3 dni a do domu rwałam na sygnale.Gdy go zobaczyłam myślałam,że serce mi z żalu pęknie. Tego jeszcze dnia pozwoliłam mu odejść za Tęczowy Most. Zawsze gdy to wspominam,łzy mi lecą jak groch.
Wierzę. Uśpienie przyjaciela to zawsze ciężka decyzja, ale w pewnych sytuacjach bardziej humanitarna niż trzymanie i ratowanie na siłę umierającego i cierpiącego zwierzaka.