Stroje regionalne i ludowe, suknie Ĺlubne, materiaĹ na firany
Co innego miałabym z nim robić? Głaskać i patrzeć jaki śliczny? Czasem czesać? Mi to nie wystarcza. Chcę z nim większego kontaktu, głębszej relacji. A skoro Racuszek chętnie (póki co) chce się uczyć, to oboje mamy z tego radość.
Z calym szacunkiem widac, ze nie znasz jeszcze kotow. One nie sa do patrzenia i podziwiania (choc czasem nie dai sie temu oprzec) ale potrafia byc rownie zywotne, zabawowe jak psy. I głębsza relacje mozna nawiazywać z nimi na wszelaki sposob. Tylko najpierw trzeba rpzestac patrzec na nie stereotypowo . Sama bylam prsiara przez cale zycie. I nie lubilam kotow. Teraz mam 3 i to sa pierwsze koty z ktorymi mam blizszy kontakt. Ale juz wiem jak bardzo sie co do nich mylilam. Tobie tez zycze , zebys jak najszybciej sie o tym przekonala.
@ _Jadis_
No, nie znam kotów wcale. Mam pierwszego raptem 2 tygodnie. Skąd mam je znać. Każdy kiedyś zaczynał.
A abstrahując od mojego żółtodzióbstwa, to uważasz, że w jakikolwiek sposób krzywdzę swojego kota, chcąc żeby umiał parę rzeczy? Robię coś złego? Czy istnieje jakikolwiek powód, dla którego nie miałabym pracować z własnym kotem, skoro ja to uwielbiam, a jemu się podoba? Czy jest przymus cieszenie się nim jakim jest i nie wymagania niczego więcej? Mam już 2 zwierzaki, które nic nie potrafią, poza przychodzeniem na własne imię. Świnki morskie. Kota jednak stawiam wyżej w hierarchii i chcę z nim popracować.
Wielu właścicielom psów wystarcza, że ich psy siadają, warują i podają łapę. Moje przynoszą kapcie, buty; otwierają i zamykają za sobą drzwi, podają upadające mi przedmioty, jeśli poproszę, żeby mi je podały, noszą siatki z zakupami, znają nazwy większości swoich zabawek i przynoszą tę, o którą poproszę. Turlają się, biegają slalomem między moimi nogami i robią jeszcze dziesiątki innych rzeczy. Teoretycznie zupełnie niepotrzebnych. Robią to, bo ja lubię z nimi pracować, a one lubią się uczyć.
Nie byłabym sobą, gdyby mój kot nie umiał chociaż kilku rzeczy.
Zwierze to nie czlowiek - w jego naturze nie lezy noszenie reklamowek. Jesli uczysz je tego to tylko dlatego ,ze TY tego chcesz a nie one. Bo one nie przyjda i nie poprosza naucz mnie nosic buty to jest mi to niezbedne do zycia i bez tgo bede sie niesomowicie nudzil. Tlumaczenie , ze one to lubia jest bledne. Lubia dostawac ngarode, lubia spedzac z toba czas, lubia smakolyki ... A beda nosic te torby bo wiedza ze wtedy te rzeczy dostana. A nie dlatego ze lubia smak folii miedzy zebami. Ingerujesz w ich nature i tyle. dnia Wto 13:52, 14 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
To jest Twoje zdanie. Szanuję je, ale mam zupełnie inne i przy nim pozostanę (nie jestem też wielką wielbicielką wszystkiego, co naturalne. Spanie z psem w pościeli, kąpanie go w 3 szamponach i odżywce, spinanie grzywki spineczkami i karmienie suchą karmą też nie jest naturalne i co z tego. Nic).
Pozdrawiam. dnia Wto 17:04, 14 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Mam bardzo inteligentne kocię. Racuszek już się nauczył wykorzystywać "proszenie" w praktyce. Krzątam się dziś rano w kuchni. Mały zwykle kręci mi się pod nogami krzycąc "Nakarm kota! Natychmiast!". Czasem siada i miauczy, czasem tylko chodzi za mną lub opiera się o mnie łapkami. Ale dziś patrzę, a on miauczy i prosi! Normalnie prosi tak jak go uczę. Nie wyciąga w górę łapek, jak wtedy gdy chce czegoś dosięgnąć, ale cudnie balansuje nimi na boki, żeby utrzymac równowagę. Rozczulił mnie bardzo. ...i od razu został nakarmiony, żeby mu się dobrze kojarzyło. Jak się tylko wydziera, to się staram go ignorować i karmię dopiero, jak przestaje być małym szantażystą (zwykle szybko przestaje, gdy nie reaguję. Zdążę zrobic jedną kanapkę, a on już nie krzyczy, tylko patrzy lub się bawi kuchenną ścierką).
Smużka napisał: Rozczulił mnie bardzo. ...i od razu został nakarmiony, żeby mu się dobrze kojarzyło. No i kto tu kogo wytresował hihihi
No bo to taki obustronny układ jest. Wolę jak się mnie ponagla ładnym proszeniem, niż wściekłym wrzaskiem.
"....Mój mąż uważa, że psuję kota! Że zabijam w nim całą jego kotowatość, która polega na tym, że kot nic nie umie na komendę, a w ćwiczeniach raczej jest na pozycji tresera, a nie odwrotnie...."
Smużko, podzielam zdanie Twojego męża. Kot to nie cyrkowiec, choć wiem, że są tez takie. Nie podzielam również entuzjazmu co do "cyrkowego" uczenia jakichkolwiek zwierząt, czy to pies, czy słoń. Zabija się w nich ich naturalność. I tyle w temacie. Bo tak naprawdę robi to, bo mu karzesz, bo tak go nauczyłaś i wie, że dostanie za to smakołyk. Więc to robi. Sam z siebie tak by się nie zachowywał.
Ale nie uważam, że robisz mu krzywdę fizyczną. Raczej umilasz i ułatwiasz sobie życie. To tak jak z małymi dziećmi, nie wiem czy zauważyłyście. Dopóki dziecko małe to zrobi dla mamy wszystko, której akurat nie chce się podnieść dupska i przynieść daną rzecz. Łatwiej powiedzieć córuniu podaj mi to...., ale z wiekiem ta córunia powie, a wstań sobie sama i przynieś.....Taka ludzka natura aby wysługiwać się kimś dnia Czw 12:56, 16 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Nie rozumiem zupełnie. Nawiązujesz do podawania mi rzeczy przez psa? Ja tylko wykorzystuję jej maniakalne pragnienie aportowania. Jeśli jej czymś nie zajmę, potrafi w ciągu godziny przynieść mi 10-15 swoich piłek. Najpierw przynosi jedną. Czeka parę minut. Potem kładzie mi ją na kolanach (zaczyna od położenia mi jej pod nogami). Gdy nie reaguję, popycha nosem piłkę leżącą już na kolanach. Gdy nie reaguję, zabiera mi ją i albo znów kładzie na kolanach, albo wkłada mi ją do ręki. Gdy nie reaguję, idzie po kolejną i powtarza wszystkie te elementy od nowa. Gdy nie reaguję, idzie po trzecią, czwartą, 10-tą... Czasem poszczekuje na mnie, gdy mam już cały zapas zabawek na kolanach, na łóżku wokół siebie i w rękach. To jest fajne i zabawne tylko do czasu. Dlatego u nas w domu piłki są pochowane, zostaje jedna lub dwie (teraz przynosi mi po kolei wszystkie kocie myszki i kulki z papieru). Goście u nas mają zakaz rzucania czegoś Czacie. Chyba że się zdeklarują, że będą to robić przez kilka godzin. Czacie się nie nudzi nigdy. Jest też pioruńsko cierpliwa w czekaniu, aż wreszcie ktoś się złamie i rzuci. Rzucamy jej piłkę zawsze na spacerach. W domu bardzo rzadko, ewentualnie prosimy o podawanie rzeczy, żeby miała jakieś zajęcie czasem. Jak raz poda długopis czy buty, to dzięki Bogu, nie liczy na to, że się jej będzie to rzucać godzinami. Wie, że takie rzeczy się przynosi jednorazowo i nie sępi o więcej.
Gdy nie nosi zakupów czy piłki, znajduje sobie na spacerze wielką gałąź lub jakąkolwiek butelkę (na szczęście już nie nosi tych szklanych po piwie - od kiedy jej się jedna stłukła na chodniku i ją wystraszyła), czasem znajdzie puszkę po piwie, ewentualnie szyszkę. Wszystko to przynosi do domu i zostawia dopiero pod drzwiami mieszkania, albo w kuchni. Gdy jesteśmy na działce potrafi tak chodzić z grabiami po działce, albo łopatą! Ta rasa tak ma. dnia Czw 13:40, 16 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Ale czego nie rozumiesz, bo teraz ja nie wiem o co chodzi
Rzucanie psu piłki czy patyka - to jest naturalne, bo taka jest natura psa. Ale kazać mu, czy nauczyć go przynosić kapcie, to już wysługiwanie się nim. I to uważam za nienaturalne. Ale powtarzam, nie uważam, że robisz mu krzywdę fizyczną i jest to Twoja sprawa kim się wysługujesz. Piszesz, że chcesz go tym zając aby nie przynosił Ci piłek i aby nie prosił o zabawę. To jest nienaturalne. I powtarzam, nie robisz mu tym krzywdy. Każdy ma prawo głosić własne zdanie, takie jest moje. Twoje może być zupełnie inne i masz prawo go bronić. Od tego są dyskusje.
Rozumiem, że brak naturalności to jakiś grzech? Jak prezerwatywa u katolików? Gdybym chciała, żeby moje psy się zachowywały naturalnie, to co miałabym zrobić? Uznać, że naturalne jest to, jak żyją wilki, czy to do czego dana rasa była przez dziesiątki pokoleń hodowana, poddawana sztucznej selekcji wg widzimisię człowieka? Mam je wykopać do lasu i kazać jeść sarny, czy mam kupić stadko owiec i kazać ich pilnować (bo PON jest raczej psem pilnującym, nie zaganiającym). A może ciut płycej jeszcze. Po wojnie psy te nie pasły niczego, ale były psami łańcuchowymi na wsiach, żywiły się odpadkami z gospodarstw domowych (stąd świetne wykorzystanie karmy i ogromne tendencje to tycia w tej rasie). Z tych wiejskich męczenników łańcuchowych rasa została odtworzona, więc teoretycznie łańcuch i popłuczyny po zamordowanym świniaku powinny być dla nich OK. Bo w lesie żyć byłoby im ciężko. Włos by się skołtunił tak, że pod dredami zrobiłyby się odleżyny i rany, prowadzące do zakażeń, a może nawet śmierci. Nie mówiąc już o tym, że z dredem na oczach pies nic nie widzi. Niczego nie upoluje. Zginie.
Ja nie jestem wielką fanką natury. Nie karmię BARFem, żyję w ogrzewanym mieszkaniu i używam światła późnym wieczorem i w takich warunkach trzymam swoje zwierzęta. Nie pozwalam im też polować oraz steruję w sposób sztuczny ich rozrodem (a raczej jego brakiem). Nie będę się upierać przy jedynie naturalnych rzeczach, bo uważam to za jakiś totalny absurd.
Ja powiem krótko, uważam że psy , może gorzej z kotami ale uwielbiaja byc w centrum zainteresowania i służyc swojemu Panu a tym bardziej jeśli są potem chwalone i pieszczone. Także jeśli cos nie leży w naturze zwierzaka a chętnie dane polecenia wykonuje i lubi się uczyć a często sprawia mu to satysfakcję jak i włascicielowi to o co chodzi. Większość właścicieli szkoli swoje psy i nikt ich za to nie goni, nikomu się krzywda nie dzieje. Moim zdaniem to co robi Smużka to w żadnym wypadku nic złego a ja jestem pełna podziwu bo mnie to brak cierpliwości. A tez bym chciala żeby Luśka reagowała na jakieś fajne komendy
Agility też nie jest naturalne. Border collie sam z siebie nie będzie biegał po murkach, deskach, czy robił slalom między płotkami. Ale sam z siebie zostawiony bez tego wszystkiego, stanie się nadpobudliwy, agresywny i niszczycielski. Zdemoluje dom i zrobi sobie przy tym krzywdę. Bo został ukształtowany przez człowieka w pewnym konkretnym celu. Zostały w nim karykaturalnie powiększone pewne cechy i potrzeby, których np. żaden wilk aż takich nie posiada. Skoro człowiek wykrzywił potrzeby psów, to ma obowiązek teraz odpowiednio wykrzywić swoje życie, żeby pasowało do owych potrzeb psa. Nie masz dla bordera owiec, ani kaczek, to jeździsz z nim i uprawiasz psie sporty, żeby nie ześwirował z nadmiaru energii. Inaczej się nie da.
Ja owiec dla swoich psów nie mam, a zostały one wyhodowane po to, by pracować dla człowieka. Czują potrzebę działania, bo tak je ukształtowano, choć na szczęście nie aż tak ogromną jak bordery. PON pozostawiony bez zajęcia nie zwariuje tak szybko, ale stanie się ogromnie uciążliwy dla otoczenia.
Ciekawa dyskusja . Też nie uważam, że to nic złego, dopóki rzeczywiście nie męczy się zwierzęcia. Dopóki jest to dla niego rozrywka, to dlaczego nie? Psy lubią takie zabawy, a kot jest na tyle cwany, że jak czegoś nie będzie chciał robić, to nie zrobi, albo będzie robił rzadko i niechętnie (no chyba że będzie głodzony, to za smakołyka da się pokroić, ale nie posądzam o to Smużkę ). Nic na siłę. Na pewno Smużka, jak już pozna kociaki, będzie widziała, co im sprawia radość, a co średnio. Ale takie uczenie to jest spędzanie czasu ze zwierzęciem, poświęcanie mu uwagi. Nawet jak ono nie zachowuje się w tym momencie "naturalnie", to się przynajmniej nie nudzi, spędza czas bardziej kreatywnie niż na kanapie, nie uważam, żeby to było złe. Wydaje mi się też, że taka chęć wytresowania wynika z przyzwyczajenia do obcowania z psami (no albo papużkami, jak w filmiku). Rzadko się zdarza, by ktoś, kto całe życia miał koty, miał potrzebę ich tresowania, bo jest już przyzwyczajony do ich upodobań i zachowań. Dlatego nam może się to wydawać dziwne trochę i niepotrzebne, bo przecież kociak to indywidualista, sam lubi dyktować zasady. Ale my troszkę też "tresujemy" nasze maluchy: sikanie do kuwety a nie tam, gdzie mu się zachce, reagowanie na imię, karcenie na gryzienie po rękach czy nogach. Krzywda mu się nie stanie, jak dodatkowo będzie umiał podać łapkę . Nie da się, by kot domowy był taki naturalny i wolny.
Wiesz co Smużka, chyba zaczynasz ciut przeginać, bo najpierw pytasz o nasze zdanie, rozpoczynasz wolną dyskusję, a potem skaczesz na nas z pazurami tylko dlatego, że mamy inne zdanie na ten temat i nie przyklaskujemy Ci w pomyśle. Postaw się w odwrotnej sytuacji. Gdy tobie ktoś każe i usilnie uczy Cię czegoś co nie jest w ludzkiej naturze. Byłabyś szczęśliwa tylko dlatego, że dają Ci za to przysmaczki.
Powtórzę jeszcze raz, bo widze, że nie dochodzi to do Ciebie, uważam, że nie robisz im krzywdy, ale nie aprobuję takich czynności wobec zwierząt i koniec. Skończyłam dyskusję na ten temat.
Nie pytałam o zdanie na ten temat, tylko czy ktoś już ma doświadczenia w tej kwestii, bo nie wiedziałam, czy klikać targetowanie łapką, czy nosem, czy oba.
Jeśli ja miałabym być tresowana (zapewne jestem, jak już zauważono) to dlatego, że bym tego chciała. Gdybym nie chciała, olałabym przysmaki. Zmuszaniem byłoby, gdyby musiała się tak zachowywać, żeby w ogóle coś jeść i przeżyć. To byłoby nie fair, bo nie miałabym możliwości wyboru.
Natomiast szkolenie klikerowe zakłada opcję JEDYNIE POZYTYWNEGO wzmocnienia. Nie ma tu miejsca ani na przymus, ani na żadną karę. To jest układ. Dasz mi coś atrakcyjnego, to zrobię dla Ciebie to czy tamto. Jeśli nagroda jest niewystarczająca (np. ja bym nie poszła do pracy za 9zł/h), to spadaj. Nie zrobię nic, a Ty sobie machaj klikerem i rzucaj w powietrze polecenia. Idę spać. I wtedy albo rezygnujemy z danej rzeczy albo zwiększamy nagrodę (za 100zł/h zrobiłabym już sporo), zadajemy nowe pytanie. Czy za tyle coś dla mnie zrobisz? Jeśli nie, trudno. Nic na siłę. Jeśli tak, to bawimy się dalej.
Wbrew naturze byłoby gdybym uczyła swoje szczury przeskakiwania nad kocim ogonem, skoro one się boją zapachu kota. Natomiast noszenie przedmiotów w pysku przez kota czy psa należy do zachowań, które samoistnie występują. Podobnie skakanie, siadanie, wymachiwanie łapkami, ocieranie się główką (na YT widziałam filmik z 2 maine coonami, które dawały swojej pańci czółko do pocałowania, gdy mówiła "buzi" ). Klikerowa metoda polega na tym, że wybieramy i wzmacniamy to zachowanie, które zwierzę samoistnie nam prezentuje. Mój kot sam umie siadać i sam umie stawać na tylnych łapkach. Nie przyciskałam mu zadka do podłogi krzycząc 'siad'. Sam z siebie siadał, a ja tylko zaczęłam go za to zachowanie nagradzać (klikając dokładnie w monencie, w którym siadał i po chwili dając nagrodę). Zorientował się, że mu się to opłaca i zaczął to powtarzać częściej. Na tym polegam nauka z klikerem. Zero zmuszania. Czysty układ coś za coś, a jak nie, to trudno.
Piszę nie po to, żeby kogoś atakować, czy się bronić, tylko dlatego, że wiele osób nie ma pojęcia na czym polega takie szkolenie (parę lat temu sama nie wiedziałam).
Zresztą sama mówisz, że od tego są dyskusje, żeby rozmawiać, a gdy podaję swoje argumenty i poglądy, to od razu "przeginam i skaczę z pazurami". hmmm...
Smużka napisał: Jeśli ja miałabym być tresowana (zapewne jestem, jak już zauważono) to dlatego, że bym tego chciała. Gdybym nie chciała, olałabym przysmaki. Zwierzęta nie rozumują w ten sposób...
Smużka napisał: Mój kot sam umie siadać i sam umie stawać na tylnych łapkach. Nie przyciskałam mu zadka do podłogi krzycząc 'siad'. Sam z siebie siadał, a ja tylko zaczęłam go za to zachowanie nagradzać (klikając dokładnie w monencie, w którym siadał i po chwili dając nagrodę). Zorientował się, że mu się to opłaca i zaczął to powtarzać częściej. Na tym polegam nauka z klikerem. Zero zmuszania. Czysty układ coś za coś, a jak nie, to trudno. Siadał, stał na tylnych łapkach z własnej woli. Odkąd zaczęłaś go nagradzać, nie będzie już tego robił z własnej woli, tylko dlatego, że dostanie nagrodę.
Smużka założyła temat, żeby zapytać o doświadczenia innych w tej materii. Nie po to, żeby pytać czy ktoś jest zwolennikiem czy przeciwnikiem szkolenia kota. Ten drugi temat jest interesujący i można założyć oddzielny wątek - jak widać budzi wiele kontrowersji. Ja nie mam nic do powiedzenia w sprawie szkolenia klikerem czy innymi metodami. Nauczyłam koty czego robić nie wolno, żeby nasze relacje były łatwiejsze z mojego punktu widzenia. W końcu będziemy ze sobą mieszkać przez najbliższych kilkanaście lat, to musimy się ze sobą dogadywać.
Dejikos napisał: Smużka napisał: Jeśli ja miałabym być tresowana (zapewne jestem, jak już zauważono) to dlatego, że bym tego chciała. Gdybym nie chciała, olałabym przysmaki. Zwierzęta nie rozumują w ten sposób...
Smużka napisał: Mój kot sam umie siadać i sam umie stawać na tylnych łapkach. Nie przyciskałam mu zadka do podłogi krzycząc 'siad'. Sam z siebie siadał, a ja tylko zaczęłam go za to zachowanie nagradzać (klikając dokładnie w monencie, w którym siadał i po chwili dając nagrodę). Zorientował się, że mu się to opłaca i zaczął to powtarzać częściej. Na tym polegam nauka z klikerem. Zero zmuszania. Czysty układ coś za coś, a jak nie, to trudno. Siadał, stał na tylnych łapkach z własnej woli. Odkąd zaczęłaś go nagradzać, nie będzie już tego robił z własnej woli, tylko dlatego, że dostanie nagrodę.
.
alez kazdy z nas byl tresowany, malo tego ci co sa rodzicami robia to ze swoimi dziecmi
to rodzice nauczyli nas chodzic na dwoch nogach zamiast raczkowac to oni nauczyli mowic prosze i dziekuje oni uczyli jesc cztuccami ze nie ladnie jest pokazywac jezyk nie ladnie pokazywac palcem
oni poslali do szkoly itd itp!
malo tego, patrzac na rozne programy gdzie Super Nianie wkraczaja do akcji w rodzinach gdzie rodzice nie daja sobie rady z wychowaniem wlasnych potworkow, te Nianie rowniez stosuja metode podobna do klickera. za dobre zachowanie dziecko dostaje nagrode w postaci, ciasteczka, cukierka czy naklejki
jak by nie bylo to jedno i to samo ino przy rasie homosapiens nazywanie wychowaniem
nie widze nic zlego w uczeniu zwierzakow roznych zeczy (gdyby nie takie metody nie bylo by psow przewodnikow) po warunkiem ze nigdy nie bedzie przy tym przymusu.
malo tego, mysle ze wspolna praca, bazowana na wspolnej zabawie i nagrodzie dobrze wplywa na relacje pomiedzy czworonogiem i jego duzym.
Oki i grzech się z Tobą nie zgodzić
Co do klikera to nie widzę w nim nic złego, ale mam z nim doświadczenie tylko z psami
Jeśli chodzi o siadanie na tylnych łapkach to mojej teściowej Raguś też tak robi jak chce jeść na dodatek przednie podnosi do góry i tak prosi A drugi wtedy korzysta bo zawsze coś dostaną
Zastanawiam się teraz, czy istnieje cokolwiek, co robimy bo chcemy, a nie dlatego że w pewnym sensie dostajemy za to nagrodę (lub też jesteśmy zmuszeni w jakiś sposób -chociażby poczuciem obowiązku lub koniecznością fizjologiczną). Czy w ogóle chcemy robić coś nie mając z tego zupełnie żadnej korzyści? Głośno myślę... i mogłabym postawić hipotezę, że ja chcę robić tylko to, co jest dla mnie przyjemne/jest nagrodą. Inne rzeczy robię, jeśli muszę. Ale czy tego naprawdę chcę? Chodzę do pracy, bo mi za to płacą, a ja lubię mieć pieniądze. Nawet jeśli bez nich z głodu nie umrę, bo mój mąż też zarabia, to jednak lubię mieć własne pieniądze. Bez tego z łóżka bym nie wstała, bo po co? Lubię spać. Spanie jest przyjemne, więc śpiąc sama się nagradzam. Moja Jagna (suka) budzi mnie co rano bardzo entuzjastycznie. Nie robi tego dlatego, że chce, ale dlatego, że jak jej się uda mnie obudzić, to dostanie śniadanie. Budzi mnie, bo musi, bo zależy jej na śniadaniu (jest ogromnym żarłokiem). Nie ma więc wyjścia, choć sama się w tej kwestii wytresowała.
Racuszek nauczył się 3 dni temu wskakiwać na parapety (najpierw w naszej sypialni, a wczoraj w salonie). Z okna z sypialni widać ulicę i samochody, a z okna w salonie ptaki, czasem sporo ptaków. Kręci go ten widok i żeby go znów zobaczyć (nagroda) wskakuje na okna. W tej chwili też tam siedzi i wypatruje czegoś, choć akurat nic nie ma. Ale wie, że czasem tam coś jednak jest. Odkąd sam to odkrył, będzie tam wchodził co jakis czas i sprawdzał. Sam się "wytresował". Wzbudził w sobie pragnienie powtarzania danej czynności w nadziei, że zostanie nagrodzony (przyjemnym dla oka widokiem ptaków). Nie wiem też, czy koty same z siebie biegłyby rano dzikim galopkiem do kuchni i misek, gdyby ich nie karmiono. Gdyby kotów nie karmiono prawdopodobnie w ogóle nie chciałyby mieć za dużo wspólnego z naszym gatunkiem. Każda istota odruchowo powtarza zachowanie za które została nagrodzona. Znalezienie pożywienia jest nagrodą. Często zwierzęta szukają pokarmu tam, gdzie już raz im się udało go znaleźć. My jemy to, co nam smakuje. Dobry smak jest dla nas nagrodą i dążymy do powtórki automatycznie. A także unikamy tego, co nas spotkało złego. Drugi raz nie będziemy rzuć piołunu itd. Kota pryskamy wodą, czy nalepiamy taśmę klejącą po to, żeby zbudować negatywne wzmocnienie i sprawić, że nie powtórzy danej czynności, choć sam z siebie zapewne by to znów zrobił. Oduczamy go, bo nam się nie podoba, że drapie fotel czy łazi po stole. Mamy egoistyczną zachciankę, żeby kot tego nie robił i wzmacniamy w nim taki odruch za pomocą negatywnego bodźca. Choć widziałam 2 dni temu program, w którym babka klikerem uczyła kota wchodzenia na drapak za każdym razem, gdy ten chciał wejść na stół. Ale taśmy klejącej na blatach też użyła, więc całkiem pozytywne to nie było, jednak. Ale i tak bardzo ciekawe. Teoretycznie używając TYLKO bodźców pozytywnych należałoby ignorować wchodzenie na blat, a jednocześnie za każdym razem odwracać uwagę kota, kierując ją pozytywnymi bodźcami w stronę drapaka. To jest możliwe.
Rozgadałam się. Kończę i zapewne zanim zasnę będę się zastanawiać na tymi bodźcami odnośnie mnie samej. Czy robię coś neutralnego? Al jeśli robię to dlatego, że chcę, czy dlatego że muszę/powinnam. Co to w ogóle znaczy, że ja coś "chcę"... Zapętliłam się i idę to przemyśleć w samotności.
Dobranoc.
Wróciłam do czytania książki "Najpierw wytresuj kurczaka" Karen Pryor. Czytałam ją parę lat temu i sporo zapomniałam, a to rzeczy, które warto pamiętać. Polecam ją Wam wszystkim! Tam są sposoby na "wytresowanie" siebie samego, dzieci, męża, teściowej, psa, kota, kurczaka... Wszystkiego. To są prawa, które działają tak samo jak grawitacja, niezależnie od tego, czy wiemy o ich istnieniu.
A teraz drobne przemyslenie. Jak Racuszek nieświadomie stosuje tą technikę w celu modyfikacji mojego zachowania. Rano miauczy przeraźliwie. Ten dźwięk jest dla mnie bodźcem negatywnym. Niecierpię słyszeć wrzasków, jakby kto obdzierał kota ze skóry. Dążę do ustania tego dźwięku. W momencie nasypywania karmy do kociej miski, miauczenie cichnie. Bodziec negatywny jakim byłam bombardowana zanika natychmiast, co ja odbieram jako wzmocnienie mojego zachowania. Nasypałam karmę, zrobiło się cicho. Poddałam się kształtowaniu za pomocą wzmocnienia negatywnego. Ale to nie wszystko! Dokładnie w tej samej chwili kot zaczyna mruczeć i wyglądać na zadowolonego, co jest dla mnie bodźcem pozytywnym! Działa natychmiast, więc automatycznie łączę to z faktem nakarmienia kota i dodatkowo wzmacniane jest we mnie to zachowanie. Każdego dnia, kilka razy dziennie, mój kot stosuje złożoną technikę wzmocnień w celu modyfikacji mojego zachowania. Robi to skutecznie i zupełnie nieświadomie. To niesamowite!
Aż się zarejestrowałam, żeby zabrać głos. Jestem na etapie zakupu Ragdolla, ale o kotach pewną wiedzę mam z racji posiadania bardzo indywidualnego okazu parę lat temu. Uważam, że każde zwierzę nie tylko można, ale należy szkolić. Słusznie podniosła Oktawia o szkoleniu ludzi. Zdajmy sobie sprawę z tego, że każdy z nas jest szkolony, z lepszym lub gorszym skutkiem, ale każdy. Założenie, że kot nie nadaje się do szkolenia to mit. Psa szkoli się ze względu na to, że jest bardziej użyteczny wyszkolony, a po części dlatego, aby któregoś dnia nie okazało się, że pies stał się niebezpieczny. Kota nigdy nie szkolono. Pewnie dlatego, że kot jest zwyczajnie człowiekowi nieprzydatny. Ostatnio trzymamy go ze względu na jego urok, i tyle. Nie używamy ich w policji, nie są przewodnikami dla osób niewidomych, nie ratują ludzi. To jeszcze nie znaczy, że nie można ich szkolić. Szkolmy je, choćby po to, żeby nie właziły na blaty kuchenne, bo nie każdy przepada za włosem kocim w talerzu. Ktoś powie- masz kota to kochaj jego sierść w talerzu. Myślę, że nie ma takiej potrzeby. Moja znajoma miała psa, który właził na stół jak jedli i wyjadał szynki z talerzy. Paskudne. A kotu wolno? Chyba nie:/
Ale fajnie Smużka! Ja właśnie czekam na naszego Ragdollka i już miałam na myśli, że jak go dopadnę w swoje łapki, to poza zwykłą zabawą z piłeczkami, wędkami, sznureczkami itd chciałabym czegoś go nauczyć, oczywiście jak będzie przejawiał chęć takiego rodzaju zabawy . Przez 12 lat miałam w domu dachowca, który jakoś samoistnie nauczył się niektórych "sztuczek", jak wskakiwanie na łóżko po tym jak się poklepie w siedzenie, oraz uspokajanie się, gdy wyciągnę palca wskazującego w stronę jego nosa (niestety dość agresywne stworzenie, dlatego teraz decyzja o ragdollu). Niestety mnie też wytresował - nie wolno wystawić kawałka nogi spod kołdry, bo rzuci się z pazurami, nie wolno dotknąć tylnych łapek, bo drapnie i ugryzie; zaraz po odpowiednim miauknięciu trzeba przestać głaskać... bo drapnie. Czyli uczenie się przez złe doświadczenie ;/
Na pewno będę prosić o radę, gdy już kociaczek będzie z nami
Racuch póki co do perfekcji opanował proszenie z machaniem łapkami przy nosku. Robi to zawsze, gdy coś chce. Gdy chce jeść, gdy chce wyżebrać coś z naszego talerza, a nawet gdy chce latającego owada, ale nie może dosięgnąć.
Umie też kręcić się w kółeczko, ale tego nie lubi. Tzn. kręci się dopiero, gdy widzi, że nie dam mu nic i że machanie łapkami nie skutkuje. Zabawny jest strasznie.
Moim zdaniem stawianie zwierzętom domowym (także kotom) swego rodzaju wyzwań fizycznych i psychicznych jest jak najbardziej wskazane. Kot nie jest stworzony do leżenia na kanapie czy oglądania świata przez okno. Nie da się nie zauważyć, że koty kochają polować, eksplorować nowe przestrzenie, wciskać się w różne miejsca, "pykać" łapką nieznane przedmioty itd. Natomiast jeśli kot trzymany jest w domu, bez możliwości wychodzenia na dwór i na dodatek (jak to jest w moim przypadku) bez drugiego kociego towarzysza, ogromna część z tych naturalnych stymulacji dla kociego mózgu jest bardzo ograniczona. Nie jest to zdrowe - kot mniej się rusza i przez to może łatwo utyć, a brak nowych doświadczeń to brak stymulacji dla układu nerwowego, a to powoduje zwiększone tempo starzenia się organizmu. Ja decydując się na zaproszenie kota do mojego domu wzięłam odpowiedzialność za zaspokajanie jego potrzeb i uważam, że czysta kuweta, drapak i pełna miska to za mało. Dlatego oprócz zabaw piłeczkami, piórkami itd. tworzę dla mojego kota tory przeszkód z pudeł, poduszek, krzeseł itd. Nauczyłam go także siadania, leżenia, podawania łapki, targetowania, wskakiwania na wskazane miejsca i stawania na tylnych łapkach na komendę (za przysmaki oczywiście). Oprócz tego zostawiam kotu smaczki w różnych zakątkach mieszkania, by mógł sam szukać ukrytych smakołyków, także gdy nie ma nas w domu. Uważam, że w ten sposób zbudowałam z moim kotem bliższą więź, ale przede wszystkim staram się go w ten sposób utrzymać w dobrej formie fizycznej, a także intelektualnej i nie widzę w tym nic złego. Tym bardziej, że Coffee jak nie ma ochoty na wykonywanie komend, to odpuszcza sobie smaczki i odchodzi. Wie, że kolacje i tak zawsze dostanie ;-)
Tyle z mojej strony :-)
Tr
Alana, a może wrzuciłabyś do swojego wątku fotki tego toru przeszkód, o którym piszesz? Akurat nauka sztuczek aż tak mnie nie kręci, ale zbieram pomysły na zabawy edukacyjne.
He he, nigdy nie robiłam takich zdjęć, a w tej chwili nie dysponuję nawet aparatem, by to nadrobić, ale może kiedyś zrobię i wrzucę. Tymczasem opowiem może dokładniej o tym, co miałam na myśli pisząc o "torze przeszkód". Mam malutkie mieszkanko, więc Coffee nie ma do dyspozycji specjalnego pomieszczenia ani większej niż drapak przestrzeni dostępnych do "ćwiczeń" w każdej chwili. Za to np przy wieczornych zabawach wędką na środek pokoju ustawiam krzesła, w przedpokoju przewracam stołek, ustawiam przeszkody z poduszek, czasem przynoszę z marketu różnej wielkości i kształtu kartony, w które Coffee uwielbia wbiegać z rozpędu zwłaszcza a pogoni za piłką. Po kilku dniach je wyrzucam. Jak myję podłogi zwijam dywan i oparty o ścianę staje się doskonałym "drzewkiem" do wspinaczki. Ot, cały mój tor przeszkód ;-) Wykorzystuję to, co się akurat nawinie, a mój kot to lubi, od razu przybiega jak widzi, że coś nie stoi na swoim miejscu, nawet jak zrobię porządek w szafie, to coś mu nie pasuje i zaraz tam wskakuje :-P
No i co do zabawek edukacyjnych, to u nas ostatnio dobrze sprawdza się piramida z posklejanych rolek po papierze toaletowym i papierowych ręcznikach, w której chowam przysmaki. Trochę trzeba popracować łapkami, żeby dosięgnąć ;-)
Zaniedbałam Racucha ostatnio i w ramach nadrabiania zaległości poćwiczyłam z nim trochę wczoraj i dziś. Racuch umie siadać, prosić, robić kółeczka i oczywiście targetować też umie (łapką). Wczoraj poćwiczyliśmy z targetowaniem. Target kładłam sobie na dłoni - on go dotykał - klik -nagródka. Dziś wyciągnęłam samą dłoń, bez targetu, a Racuch daje łapę (tzn. raczej przybija piątkę, bo tylko paca mnie lekko w dłoń). Jutro zacznę dodawać do tego komendę i będziemy mieć 'podawanie łapy'.
Zabawne jest też, że w pierwsza reakcja czy to na wyciągniętę dłoń, czy na target - to jest zawsze otarcie się. Nawet się zastanawiałam, czy na komendę "daj łapę" nie nauczyć go ocierania się o dłoń - bo strasznie zabawnie to wygląda!
Muszę Wam kiedyś pokazać moje kociszcza. Imbir też tak fajnie łapy daje. Racuch tylko paca łapką i zaraz ją cofa. Ale leżeć czy turlać się ich nie uczyłam. Tylko proszę, siadają i dają łapkę. Czasem robią kółeczko, ale opornie (tzn. Racuchowi idzie opornie - leniwy się zrobił odkąd wydoroślał).
Hmmm, tez ym chciala popracowac z kotem! to bedzie moj 1 i nigdy nie myslalam, ze beda miala, bo od zawsze kochalam duze psy z cbecia sie zaglebie w temat
Smużka napisał: Racuch póki co do perfekcji opanował proszenie z machaniem łapkami przy nosku. Robi to zawsze, gdy coś chce. Gdy chce jeść, gdy chce wyżebrać coś z naszego talerza, a nawet gdy chce latającego owada, ale nie może dosięgnąć.
Umie też kręcić się w kółeczko, ale tego nie lubi. Tzn. kręci się dopiero, gdy widzi, że nie dam mu nic i że machanie łapkami nie skutkuje. Zabawny jest strasznie.
bardzo ciekawy temat! oglądalyscie kota Maru na youtube?
a kiedy najlepiej tresowac kota? do jakiego wieku?
Do śmierci. Tylko z wiekiem kotu przestaje się chcieć. Jak jest mały, to fascynuje go wszystko, jest pełen energii i chętny do pracy. Ale też wszystko zależy od charakteru konkretnego kota.
Mojemu Racuszkowi już się nie chce wielu rzeczy, ale jak usiłuje coś od nas wymusić, to natychmiast mu się przypomina, że umie prosić, dawać łapki, kręcić się w kółeczko.
Imbir (dachowiec) jest żywszy/energiczniejszy (nie tylko dlatego, że młodszy) i on chętnie by się czegoś nowego nauczył, ale ja mam teraz dużo pracy i mało czasu niestety.
P.S. Jest opcja edycji postów, gdy chcesz coś dopisać. Nie musisz pisać kilku postów jeden pod drugim.
Ja pracowałam trochę z Idą, na jakieś triki jednak moja kicia jest nieco za leniwa, nie chce jej się kręcić w kółko, skakać czy podawać łapkę Lubi czasem aportować i to jej wychodzi dobrze. Nauczyłam ją też chodzenia na smyczy, ale nie było to łatwe Po kilku metrach woli się rozwalić na trawie niż spacerować
Czyli jest tak, że kot się słucha przez pierwszy okres, ale jak dorasta to nie chce mu się wykonywać "poleceń"?
Racuszek podwyższył cenę za sztuczkę. Tzn. jak nie mam nic lub mam suchą karmę, to sobie mogę prosić cały dzień, a jaśnie pan wzroku nie podniesie w moim kierunku. Ale jak puszeczkę lub mięsko to się okazuje, że koteczek sam z siebie pamięta wszystko i po kolei pokazuje, co umie. Imbir podobnie. Choć jemu jeszcze wystarcza sucha karma. Ale jak wie, że nic nie mam, to mogę zapomnieć, że coś zrobi. Ewentualnie siad, ale nic ponad to.
hahah, ciekawe no zobaczymy, klikerek i przysmaki juz są
Moja znajoma behawiorystka ćwiczy z kotkiem, który jest u niej na tymczasie :-)
Nasz Aslanek umie "siad" i daje łapki nauczyłam go tego w dwa dni oczywiście tylko za przysmaki, nie ma nic za darmo Ale to rzeczywiście zależy od kota. Próbowałam Idriska nauczyć i jak na razie bez skutku
Pestka aportowanie wymyśliła sama ;-) na to akurat nie znam sposobu oprócz nagradzania, kiedy sama zaczyna to robić, wtedy wzmacniamy pożądane zachowanie. Nie mam jednak pomysłu jak nauczyć tego "od zera" :-/
Imbir też aportuje sam z siebie. Racuszek kiedyś też aportował, ale już mu się odwidziało.
Młode kociaki często aportują same z siebie i nie wymaga to jakichś specjalnych ćwiczeń Aslanek aportował, ale z wiekiem mu minęło...Rzucałam myszkę, on biegł, łapał w pyszczek, wtedy klepałam ręką i mówiłam "daj myszkę" i przynosił. Często też sam podawał, żeby mu rzucić. Z aportowania niestety chyba większość kotów wyrasta, ale podawanie łapki Aslankowi się utrwaliło, mój łakomczuch
Alonka napisał: Młode kociaki często aportują same z siebie i nie wymaga to jakichś specjalnych ćwiczeń Aslanek aportował, ale z wiekiem mu minęło...Rzucałam myszkę, on biegł, łapał w pyszczek, wtedy klepałam ręką i mówiłam "daj myszkę" i przynosił. Często też sam podawał, żeby mu rzucić. Z aportowania niestety chyba większość kotów wyrasta, ale podawanie łapki Aslankowi się utrwaliło, mój łakomczuch
Faaajnie będzie zabawa coś czuję
Dokładnie tak jak Aslanek aportuje czasem Tula
Dzień dobry wszystkim,
myślicie, że da się wykorzystać kliker do nauki korzystania z toalety? Mam czteromiesięczną ragdollkę, postanowiłam kupić jej zestaw do nauki korzystania z WC (to taka plastikowa nakładka, którą się umieszcza na kibelku i wsypuje żwirek, a potem stopniowo wycina coraz większy otwór, żeby docelowo kot załatwiał się do WC bez nakładki).
Gambol (kotka) korzysta z takiej dziwnej kuwety niechętnie. Tzn. bardzo chętnie do niej załatwia sprawę nr dwa, ale co do siusiania to ma swoje własne lepsze typy, głównie torby materiałowe lub foliowe, albo moje ukochane ekopufy (fotele wypełnione kulkami styropianowymi - wiadomo, ewidentny zwirek pod łapkami! - dopasowujące się do ciała). Chcę ją jakoś zachęcić do korzystania z toaleto-kuwety i zastanawiam się, czy kliker da radę. W szkoleniach klikerowych jest napisane, że interwał pomiędzy kliknięciem a nagrodą musi być bardzo krótki, a z tego, co znam koty, to one nie lubią jeść w miejscu, w którym się załatwiają.
Jakieś rady, instrukcje, doświadczenia własne?
Dziękuję z góry za wszelką pomoc
Aslanek jak ładnie podaje łapkę , musze mojego Vico też tego nauczyć , dopóki jest takim żywiołowym kotem
Ale musze się pochwalić , że Vico też aportuje jak mu żucam jakiegoś pluszaka lub myszkę musze nagrać filmik i wam pokazać
Bardzo ciekawa dyskusja. Ja zacznę chyba od kupna polecanej książki. Przy okazji może wytresuje sobie jedna osobę z mojej rodziny hehe Ja też uważam, że to dobry sposób na rozwój kociaka- tylko trzeba wiedzieć jak to robić, aby obie strony czerpały z tego przyjemność. Także ja zacznę od lektury. Smużko może jakiś filmik???
Odkopuję wątek ponieważ : Mam pytanie jak wytłumaczyć kotkowi jak robić "kóleczko" bo mój tak nie za bardzo rozumie o co mi chodzi. Pięknie daje najpierw jedną łapkę , potem drugą. daje buzi , robi " tulimy" a z kółeczkiem jakoś się nie możemy dogadać. Kończy się na półobrocie , po czym zalega. Mój mały uwielbia się uczyć. Siada, woła mnie miałczeniem i sam podaje łapkę a mruczy przy tym jak traktor. A z aportowania rzeczywiście wyrósł
Mi zadma malpa nie chce z aportowania wyrosnac wiec rzucam i rzucam, bo coz mi pozostaje.
Haha moja nie aportuje tylko krzyczy z drugiego końca mieszkania, że kulka przestała się toczyć.. Ja nigdy nie próbowałam tresowania kotka... i nie wiem, czy nie za późno żeby zacząć :<
Zawsze można spróbować. Mój dopiero jak skończył dwa latka to zaczęliśmy trening, a wyszło to jakoś samo z siebie, w ramach zacieśniania więzi. On do mnie zawsze dużo gadał i komunikował głośno ( żebym usłyszała) jak coś chciał lub trzeba było zrobić ( braciszek za drzwiami i trzeba otworzyć, kuwetę opróżnić, bo narobiłem, ponosić, pobawić się ) i tak z żartów nauczył się paru sztuczek . A jego braciszek przybija piątkę, chociaż jest kotkiem wychodzącym. Jednak on dla odmiany nauczył się tego jak miał roczek, wiec to chyba zależy od kociaka. dnia Czw 23:37, 05 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Ja w ramach zmęczenia kota zaczęłam zajmować kocią psychikę oprócz standardowej zabawy.
Po pierwsze, nie zauważyłam żeby ćwiczenia na myślenie w połączeniu z ruchem powodowały jakieś większe zmęczenie... a nauczyłam siad, poproś, na dół, hop (skakanie na różne przeszkody). Po prostu trzeba go dobrze wybiegać, żeby w końcu dał spokój normalnie jak pies... :| Najlepiej sprawdza się aportowanie, tego sam się nauczył, całe szczęście
http://jakwytresowackota.blogspot.com/ dnia Pią 14:57, 03 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
Co do aportowania.. Ja myslę, że to nie my uczymy kota aportować, tylko on nas uczy rzucać przyniesioną zabawkę
Muszę Ci przyznać rację Kasia_R. Najczęściej ja kota zapraszam do zabawy, jak nie chce mu się biec po piłkę, to ja oczywiście idę... takich przykładów można wymieniać i wymieniać... Ale najważniejsze żeby obie strony się na to zgadzały
Ja nie mam cierpliwości do tresowania kota Kiedyś bawiłam się w tresowanie psa, ale to i ja byłam młodsza i chyba pałałam większym entuzjazmem
W dodatku żaden z moich kotów nie aportuje sam z siebie - rzucam zabawkę, biegną za nią, ale potem już bawią się nią same, nie przynoszą jej z powrotem... Chyba stwierdzają, że się nie nadaję do tej zabawy
Witam widąć smużka że psiara nie zawsze dogada się z kociarą i naodwrót ale, samo w sobie to nic złego o ile wszyscy mogą coś dla siebie z tej kowersacji wyciągnąć POZYTYWNEGO pozdrawiam;)