ďťż
Baza wyszukanych fraz
Stroje regionalne i ludowe, suknie ślubne, materiał na firany

O mamusiu! Jaki Pan drażliwy. Nie powiem. Narzeczony mój, już na samym wstępie poinformował mnie, że jak przyszły nasz kociak kiedykolwiek się zabrudzi kupkà, to ja bede go myć. Że on sie brzydzi i tego robić nie będzie. Życie to zweryfikowało. Może tyle w tym dobrego, że stosunkowo późno. Leon zaczął się brudzić jak się ofutrzył, a nowa karma była chyba z gorszego sortu. Ale wtedy do akcji wkraczałam ja. Kota przez kolano i tyłek do brodzika. Miły mój obserwował z obrzydzeniem cały proces i strasznie współczuł Leonowi.
Kilka tygodni temu Leon po raz pierwszy zwymiotował kłaczka. Oczywiście pod moją nieobecność, a parę dni później, nakarmiony mokrą karmą spaskudzil sobie portki. Pod moją nieobecność. Jak myślicie? Brzydliwy narzeczony zostawił to i wyszedł nie dotykając kota? O dziwo nie. Wymioty sprzątnął i kota przez kolano i tyłkiem go do brodzika.
Może trzeba zrobić album dla przyszłych kocich rodziców pt "to tylko część rzeczy, ktore nas w życiu spotkają" wraz ze zdjęciami kłębów sierści na prześcieradle, rozsypanej karmy dookola miski, rozniesionego żwirku, potarganych zasłon, siuśków w nieodpowiednich miejscach. Bo rzeczywiscie wielu ludzi myśli, ze ragdoll bedzie jak zwykly wychodzacy kot. Przyjdzie zjesc, pomizia sie, polozy spac a potem wyjdzie na dwor, zalatwi co trzeba, sam się wybawi i znow będzie pluszakiem.



Świetne opowieści ....chyba przeprowadzę rozmowę z przyszłymi nabywcami jedni mi odchodzą bo mają i mieli syberyjczyki to już wiedza o co chodzi "chyba" z nimi tez pogadam ...super temat

Ja dzisiaj spałam z kotem, który miał przyklejoną wielką, suchą kupę do futerka, mmmm. Głaszczę sobie nad ranem i ręka powędrowała mi koło ogona i miałam (nie)przyjemność poczuć na własnej skórze...pobudka o 7, ale wiem, że leżał ze mną dużo dłużej. Nic nie czułam, bo na barfie jak kupa sucha, to nie śmierdzi w zasadzie. Ech...

My ostatnio wycinaliśmy kupola Felce, bo jej się tak zaplątał w futerko, że nic innego się nie dało zrobić. Kota oczywiście dała przy tym popis wokalny słyszalny w promieniu kilometra, do tego wierzgała i usiłowała uciekać (o zapaszku nie wspomnę).



Chyba trzeba zrobić osobny wątek - opowieści o qupie

Rigore napisał: Chyba trzeba zrobić osobny wątek - opowieści o qupie

Jest taki wątek http://www.ragdollclub.fora.pl/ragdoll-opieka-i-wychowanie,51/ufajdane-portki,3587.html i nie jestem pewna czy nie ma jeszcze jednego w podobnym klimacie kiedyś cały przeczytałam turlając się ze śmiechu z kuwetowych przygód

No ej, moje małpiatki uwielbiają qpy.
Beleg przemyca, przyklejone do doopki, jak mu odpada to Pep i Chilli przejmują "piłeczkę" i bawią się nią.
Powinnam umrzeć od zarazków.

Ja to Berenowi chyba powinnam w takim razie zaraz po przyjeździe do domu spakować manatki i odesłać go priorytetem do Rotterdamu. Głupiutkie Kotę urodziło się i wychowało na łódce, gdzie jak mniemam nieco bujało, wypracowało więc specyficzny styl korzystania z kuwety - z szeroko rozstawionymi łapkami i maksymalnie niskim zawieszeniem. Gdy zaczął obrastać w piórka przez kilka miesięcy robił kupę wprost w czekające na urobek gniazdko własnych kudłów. Teraz już kupę umie robić, ale wciąż na wszelki wypadek po każdym urobku wysyła wokalnego apdejta z sytuacji w kuwecie (niezbędne jest słowne potwierdzenie odbioru). Dodając do tego fakt, że jest jedynym w swoim rodzaju reproduktorem, który satysfakcję partnerki przedkłada ponad potrzebę przekazania genów więc preferuje seks oralny oraz to, że mam poważne podejrzenia, że mózg nie był dołączony do zestawu z kotem...

...no cóż, są takie momenty, że leżę w ciągu bezsennych nocy w łóżku pełnym kudłów, ośliniona przez Ardę, słuchając coveru ścieżki dźwiękowej Parku Jurajskiego w wykonaniu Tuli w rui, potwierdzając odbiór info o kupie Berena i czekając, aż tylko Aurelka się przebudzi i będzie miała fantazję strącić pilota ze stołu, pozrzucać książki z regału czy - moje ulubione - podnosić i upuszczać w nieskończoność wygrzebany skądś długopis lub ołówek... Bęc. Bęc. Bęc. Bęc. I mam ochotę wyjść z siebie i stanąć obok.

Ale kto przy kim nie ma czasem takich chwil? Uwielbiam swoją pracę, ale czasem mam ochotę wyjść i nie wracać. Kocham mojego męża, ale czasem myślę sobie, że te siatki w oknach to nie tylko kotom zapewniają bezpieczeństwo. Lubię siebie, ale czasem i ze sobą nie mogę wytrzymać...

Niestety, każdy ma inny poziom wrażliwości czy odporności i każdy też inaczej może się zachowywać w cieplarnianych warunkach, a inaczej w sytuacjach stresowych - co dla kogo będzie taką sytuacją też zawczasu nie przewidzimy... Co oczywiście nie wyklucza tego, że powinniśmy zrobić wszystko, żeby pewne rzeczy zawczasu wyłapać, ale wróżkami nie jesteśmy. Do mnie jeszcze żaden kociak nie wrócił, ale dla spokoju ducha umieściłam po pierwszym miocie w umowie zapis, że jeśli w ciągu pierwszych 30 dni od odbioru kociątka opiekunowie z jakichś przyczyn uznają, że to jednak nie "to", to kocię biorę, a kasę (odliczając koszty wyprawki i transport) zwracam. Wolałabym, żeby kociak, którego ktoś z jakichś przyczyn (nawet najbardziej wydumanych) nie chce, wrócił do mnie, niż został w domu, w którym jest niemile widziany. Jest to szczęście w nieszczęściu, ale taki kociak, który został zwrócony, ma wciąż szansę na znalezienie domu w którym będzie rozpieszczanym panem na włościach i oczkiem w głowie właścicieli i to moim zdaniem zdecydowanie lepsza alternatywa niż reszta życia w domu w którym oczekuje się od niego że będzie sam korzystał z bidetu po toalecie.

Ines napisał: jest jedynym w swoim rodzaju reproduktorem, który satysfakcję partnerki przedkłada ponad potrzebę przekazania genów więc preferuje seks oralny oraz to, że mam poważne podejrzenia, że mózg nie był dołączony do zestawu z kotem...
Popłakałam się ze śmiechu

Felicita napisał: Ines napisał: jest jedynym w swoim rodzaju reproduktorem, który satysfakcję partnerki przedkłada ponad potrzebę przekazania genów więc preferuje seks oralny oraz to, że mam poważne podejrzenia, że mózg nie był dołączony do zestawu z kotem...
Popłakałam się ze śmiechu

Ja też

Dziewczyny - cudowne "opisy przyrody"
Ja oczywiście ciesze się,że kociak wrocił tak szybko, a nie za pół roku, czy jeszcze później i że w ogóle wrócił, bo wiadomo,że będę szukać dla niego najlepszego domu, mądrzejsza o to doświadczenie.
Ze swojej działki dodam tylko wskazówkę dla hodowców, pytanych o kociaka dla niepełnosprawnego dziecka, zacznijcie od ,brzydko mówiąc, wybicia z głowy rodzica słowa kot terapeuta, rodzic, zwłaszcza ten jeszcze nie pogodzony z niepełnosprawnością swojego dziecka rozpaczliwie szuka sposobów na rehabilitację i leczenie i często nie potrafi realnie ocenić prawdziwych "właściwości" tego opisywanego jako felinoterapeutycznego ragdolla, a już o trudnościach z opieką nad kotem może w ogóle nie myśleć.
Pamiętajmy,że kot dla dziecka chorego, czy niepełnosprawnego ma być towarzyszem rozwoju i przyjacielem, a nie cudownym lekarstwem. Kot terapeuta to ten, który jeździ ze specjalistą na zajęcia, a dla dziecka chcemy w domu własnie towarzysza, któremu nie będziemy stawiali wymagań magicznych i pozwolimy mu być nadal kotem.
Takim osobom trzeba poświęcić przy decyzji o kociaku więcej czasu i dokładnie wysondować,czy opieka nad kotem nie będzie ponad siły i tak już nadmiernie obciążonej rodziny.
Oczywiście warto też podkreślić fakt, że szczęśliwy i akceptowany kot moze się okazać doskonałym lekarstwem dla zmęczonego opieką nad chorym dzieckiem rodzica .

Od pewnego czasu wszem i wobec rozpowszechniana jest opinia, że ragdolle, to rasa kotów predysponowana do roli felinoterapeutów. Stąd i nie ma co się dziwić, że wiele rodzin, posiadających w domu dziecko niepełnosprawne kupuje kotka tej właśnie rasy, licząc na to, że to zwierzak "sprawi cud" i dziecko "ozdrowieje". Tymczasem zdarza się i tak, że kociak w kontakcie z tym dzieckiem, po pewnym czasie staje się "ofiarą" jego niewłaściwego zachowania.

Mieliśmy i na naszym forum takie niechlubne przykłady. Przypomnę choćby dwa. Dziecko z ADHD jednej z naszych użytkowniczek uprawiało ze swoim ragdollkiem zabawy polegające na wywijaniu nim (tzn. kotem) w powietrzu jak workiem z kartoflami. Kot w tym domu unikał tego dziecka jak ognia, bo czuł się prześladowany. A mamusia jeszcze te "wesołe" zabawy fotografowała i pokazywała nam na forum.

Inna z kolei użytkowniczka, będąca matką dziecka z autyzmem wypłakiwała się nam, że jej kot okazał się nieporozumieniem, bo zamiast wykazywać łagodność atakuje dziecko i je gryzie po rękach. Czyżby tylko kot był tu winien, że przestał zachowywać się jak inertny pluszak?

Z pewnością takich przypadków jest więcej, zwłaszcza tam, gdzie rodzic nie ma zielonego pojęcia o tym, jak pracować z parą niepełnosprawne dziecko-kot, a tylko oczekuje, że sama obecność kotka w domu sprawi cud.
Zastanawiam się, czy hodowca sprzedający kotka do rodziny z niepełnosprawnym dzieckiem nie ma obaw, że może tym samym skazywać kociaka na ciągłe życie w stresie.

Wydaje mi się, że podczas rozmów z przyszłymi opiekunami naszego kociaka warto bardzo dogłębnie poroztrząsać i tę kwestię. A zwłaszcza "prześwietlić" przyszłego nabywcę, czego faktycznie oczekuje od nowej sytuacji i co od siebie jest w stanie zagwarantować, aby kociak w przyszłym domku czuł się bezpiecznie i był kochany przez wszystkich domowników. Co będzie, jeśli kotek nie spełni oczekiwań?
dnia Pon 20:26, 11 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
Oczywiście,że mam obawy, stąd właśnie od razu odczarowuję słowo "terapeuta" i dopóki rodzina nie przekona mnie ,że wie na czym ma polegać rola kota w życiu ich dziecka, nie wydam im kociaka. Niestety tu sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana ze względu na zrozumiały stan emocjonalny rodziców, oni naprawdę często wierzą,że kot , czy inne zwierze, czy jakaś wymyślna metoda terapii wyleczą ich dziecko, po prostu rozpaczliwe szukają nadziei. Trudno jednak całkiem odmówić im prawa do poszukiwań, lub po prostu do posiadania wymarzonego pupila. Trudna rola, ale mam nadzieję, że będę mogła pomóc i ustrzec niektórych przed rozczarowaniem.

A schodząc z powaznych tematów, to właśnie wracam z operacji odklejania Catii wielkiego dyndającego bobka z portek i zasiadam do biurka przy wtórze pieśni miłosnej w szczytowym dniu rujki tejże
dnia Pon 21:01, 11 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
Rigore napisał: Felicita napisał: Ines napisał: jest jedynym w swoim rodzaju reproduktorem, który satysfakcję partnerki przedkłada ponad potrzebę przekazania genów więc preferuje seks oralny oraz to, że mam poważne podejrzenia, że mózg nie był dołączony do zestawu z kotem...
Popłakałam się ze śmiechu

Ja też

Ale mam ubaw czytając ten wątek Haha

Mistrzowski opis Berena nie mogłam przestać się śmiać.

Też uśmiałam się z Berena
Na ostatnim kryciu pani Kasia oddając Idusię stwierdziła że nic z tego nie będzie, robili to "na łyżeczką" i "na wilka" ale po kociemu nie zauważyła
Ale musiała coś przeoczyć

BabaJaga, trafiasz w sedno. Nie wiem jak ludzie mogą być tak nieświadomi, by czytając że to dobra rasa do felinoterapii wierzyć, że będzie to kot "cudotwórca i bezprobemowy". Ale jakimś cudem coraz więcej ludzi wykazuję się takim podejściem. Mam wrażenie że społeczeństwo głupieje

Tonący brzytwy się trzyma, więc pewnie ludzie chcą wierzyć ...
Kot dobry na wszystko, ale nie ma cudownej mocy i nie zastąpi rehabilitanta, terapii czy lekarza.

Można powiedzieć, że nie ma co się dziwić, iż ludzie myślą - łagodny z natury kot to się nada dla trudnego dziecka. Ale przecież rodzice takich dzieci powinni chyba pochylić się nad tematem, posprawdzać, poczytać. Bo to że dana rasa jest łagodna nie znaczy że każdy osobnik ma odpowiedni charakter. Przeraża mnie też to, że w takich sytuacjach ludzie są tak skupieni na swoich dzieciach, że nie dostrzegają krzywdy zwierząt. Rozumiem, że chcą zrobić wszystko aby pomóc swoim dzieciom ale nie może to odbywać się kosztem innych.

Nie wiem jak to sprawdzić w kotach ale u psów przeznaczonych do dogoterapii wykonuje się testy, które sprawdzają takie predyspozycje. Podam wam przykład. Przez 11 lat miałam golden retrievera, sunię bardzo łagodną chociaż niewychowaną . Ogólnie panuje przeświadczenie, że goldeny to rasa idealna do dogoterapii. Wiele lat temu z innymi goldeniarzami zorganizowaliśmy sobie zjazd na który zaprosiliśmy p. Zofię Mrzewińską, psią behawiorystkę, autorkę książek o szkoleniu psów. Zrobiła ona na naszych psach testy i co się okazało? Że na kilkanaście psów może 2-3 mogłyby być wykorzystane do takich celów!

U kotów to niestety dużo bardziej skomplikowane, na etapie hodowli obserwujemy więc pewne cechy predysponujące kociaka i bedą one zupełnie inne u kota terapeuty , mającego wyjeżdżać na terapię, a inne u towarzysza osoby niepełnosprawnej

Ja strasznie się bałam że sprzedaje Anastazję do Autystycznego dziecka nie dawałam spokoju pytaniami w końcu skapitulowała mama właśnie miesiąc przed odbiorem kotka,nie mogę powiedzieć że się cieszę na prawdę jednak mała pójdzie do ludzi którzy mają juz drugiego Syberyjczyka a w sumie 3 kota,odpada mi sporo pytań i są przygotowani mi jako Hodowcy jakoś lżej....nie chcę nikogo urazić to zwykły strach
dnia Wto 20:34, 12 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
Ja to mam po prostu wrażenie, że ludzie słysząc "ragdoll" jakoś wykreślają słowo "kot".
A to właśnie przede wszystkim kot, a dopiero później ragdoll.
Jak każde inne zwierzę, też ragdoll ma swój charakter i granice wytrzymałości, w dodatku ma też zęby i pazury.
I nie ma znaczenia czy to będzie zwykłe, rozpieszczone dziecko, które będzie kotu "słodko" dokuczać, czy to będzie dziecko z autyzmem. Efekt będzie podobny.

malotka napisał: ...
I nie ma znaczenia czy to będzie zwykłe, rozpieszczone dziecko, które będzie kotu "słodko" dokuczać, czy to będzie dziecko z autyzmem. Efekt będzie podobny.

Zgadzam się. I właśnie dlatego hodowca każdorazowo powinien czujnie dociekać powodów, w jakim celu kotek jest kupowany i do jakiej rodziny idzie.

W rodzinie autystycznego dziecka (czy nawet osoby dorosłej z zaburzoną psychiką) prawdopodobieństwo, że kot będzie doznawał, ogólnie określając, niechcianej nadaktywności w opiece/zabawie jest niemalże 100-procentowe. I nawet czujny rodzic, który nie jest kwalifikowanym terapeutą, nie jest w stanie zapobiec temu każdorazowo. Wiec informacja o takiej sytuacji rodzinnej przyszłego nabywcy kota powinna włączyć dzwoneczki alarmowe u hodowcy.

A jeśli chodzi o rodziców, którzy mówią, że "kupują kotka dla dziecka". W przypadku, kiedy dziecko jest rozwydrzone/rozpieszczone/nadpobudliwe, to który rodzic w rozmowie z hodowcą przyzna szczerze, że takie dziecko ma? Także i tutaj wywiad warto przeprowadzać w sposób bardziej dociekliwy, aczkolwiek z dużą dozą dyskrecji.

Osobiście uważam, że koty z przeznaczeniem do felinoterapii powinny być sprzedawane osobom, które już posiadają kwalifikacje do prowadzenia tego typu działalności, a nie osobom, które z takich usług zamierzają korzystać i myślą beztrosko, że "może sobie same jakoś tam poradzą".

Kot predysponowany do felinoterapii musi być jeszcze dobrze prowadzony, aby właściwie współpracować z osobą niepełnosprawną pod względem zaburzonej psychiki. Oczywiście, aby ta współpraca przyniosła pozytywne rezultaty w terapii. I o tym w jednym z wcześniejszych postów tego wątku ładnie napisała nam naranja.

naranja napisał: Otwieram wątek po moich ostatnich wydarzeniach, kiedy to kociątko zostało zwrócone po pięciu dniach pobytu w nowym domu, ponieważ zabrudziło sobie w kuwecie portki i pan nie umiał go wyczyścić.
Kotek chodził po domu brudny i "rozsiewał zarazki", stanowiąc zagrożenie dla rodziny, do tego według relacji tego człowieka, gdy próbował mu " pomóc" i go wyczyścić, maluch podobno go ugryzł .

Piszę tutaj, by oczyścić cudownego, wspomnianego w tym wątku koteczka, z jakichkolwiek podejrzeń, jeśli ktokolwiek by takowe miał. Ale pewnie wszyscy się zorientowali, że to ten człowiek nie zasługiwał na takiego kocia i to było oczywiste. Bo kocio, piękny, dobrze zsocjalizowany i magiczny kot, jest u mnie (nowy domek) piąty dzień i nic z tych rzeczy, opisanych przez tamtego człowieka, nie miało miejsca. Za to ogrom milości i mruczenia ma miejsce na porządku dziennym :-)

Cudownie to słyszeć pozdrawiamy

Super ze te piekny kot ma juz wlasciela na stale super

A ja jeszcze nawiąże do tematów około kuwetowych - ostatnio Lulu usrała swój ukochany kocyk (z brudnym dupalem położyła sie na nim spać) i kiedy przyszłam z pracy to zastanawiałam się głośno co ja z nim teraz zrobię - z innymi rzeczami nie wrzuce, a dla samego nie opłaca się nastawiac pralki. Wrzucilam go wiec do siatki z myślą, że coś wymysle, ale koty postarały sie za mnie wracam dziś późno do domu, ledwo żywa, a tam pawik za pawiem - jeden na tapczanie, a drugi w kocim posłanku! Podejrzewam Beora, bo Lulu swe pawie załatwia w kuwecie (taka z niej Hrabina ). Co prawda tapczanu nie wrzuce do pralki, ale za to posłanie idealnie zapełniło pralke razem z kocem. I koty rozwiązały moje pralkowe rozkminy i zamiast zjesc obiad scierałam bełta z tapczanu - samo kocie źycie

Dee napisał: A ja jeszcze nawiąże do tematów około kuwetowych - ostatnio Lulu usrała swój ukochany kocyk (z brudnym dupalem położyła sie na nim spać) i kiedy przyszłam z pracy to [b]zastanawiałam się głośno[/b] co ja z nim teraz zrobię - z innymi rzeczami nie wrzuce, a dla samego nie opłaca się nastawiac pralki. Wrzucilam go wiec do siatki z myślą, że coś wymysle, ale koty postarały sie za mnie wracam dziś późno do domu, ledwo żywa, a tam pawik za pawiem - jeden na tapczanie, a drugi w kocim posłanku! Podejrzewam Beora, bo Lulu swe pawie załatwia w kuwecie (taka z niej Hrabina ). Co prawda tapczanu nie wrzuce do pralki, ale za to posłanie idealnie zapełniło pralke razem z kocem. I koty rozwiązały moje pralkowe rozkminy i zamiast zjesc obiad scierałam bełta z tapczanu - samo kocie źycie

He, he... Głośne myślenie = na kłopoty Bednarski. Nasze kochane futra. A życie bez kota, to co to by było za życie. Ile taki chęci do działania potrafi dostarczyć

He, he, to dziś dzień pawia na tapczan - u mnie po pracy to samo

O matko, a propo pawików. Moja kochana Pep jest tak rozleniwiona, że nie rusza doopala z miejsca w którym akurat jej się zbiera na pawia.
Jak leży na szafce, to spaw ląduje na szafce. Jak na łóżku - to spaw jest na łóżku. A Pep przenosi się jakieś 30 cm od miejsca w którym zostawiła ślady zbrodni.

Ja sie dziś obudzilam pawik na posłanku na dywaniku w lazience i przedpokoju 3 rozne

BabaJago ja zawsze głośno myślę, bo wiem że moje kociaste zaraz pomogą mi rozwiązać wszystkie problemy, to takie kochane istotki

Haha naranjo szkoda, że wcześnie nie wiedziałam, że 19 kwietnia to dzien pawia na tapczan zapisze sobie w kalendarzu na przyszły rok żeby się przygotować lepiej (np rozłożyć coś na tapczanie)

Jak Pep walnęła pawia to przecież nie będzie nadal koło niego leżeć, no kto to widział haha.

Miaukoaga u mnie dziś brak pawia, ale o 5 Beor obrobił sobie całą dupkę, ciekawe co czeka mnie jutro

Edit:

Właśnie się zorientowałam, że 19 kwietnia to URODZINY LULU! A ja zapomniałam! To stąd ten paw tylko czemu ze strony Beora?
dnia Śro 9:36, 20 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
A może to jednak Lulu, brak prezentu to pawik zamiast do kuwety to na tapczan, tylko przekaz przez Dużą źle odczytany.

Może to zabrzmi dziwnie, ale oprócz łatwizny czyli rozpoznawania, którego jest który kupal i siku, rozpoznaje też autora pawia już nie będę wnikać po czym haha i bez tego brzmi dziwnie

Nie uważam żeby to było nie normalne ja znam każdego wymioty i qupale...

Ufff... dobrze to słyszeć

Dziewczyny, dołączam do grona, bo ja też rozpoznaję

[quote="Dee"]
...
Edit:

Właśnie się zorientowałam, że 19 kwietnia to URODZINY LULU! A ja zapomniałam! To stąd ten paw tylko czemu ze strony Beora? [/quote.

Jak to dlaczego? Przecież w to prezencie. Szkoda tylko, że nietrafiony.
A wiesz, co się robi z nietrafionymi prezentami? Puszcza dalej Miałabym się na baczności

Dee, jak Ty nic nie rozumiesz. Ten paw to prezent dla Lulu, śniadanie do łóżka

O bleee dobrze, że kociaste nie jedzą swoich wymiotów, przynajmniej ja na takie cuda się nie natknęła, ale może żyje w błogiej nieświadomości. Ale mieszkałam kiedyś z jednym psem (straszny biedula, właściciele wzięli go z pseudohodowli żeby trochę przyoszczędzić), który podczas gdy jadłam śniadanie potrafił przynajmniej 3 razy puścić pawia i zjeść

Ja niestety znam koty ktore w takich delicjach gustuja (przez grzecznosc z imienia nie wymienie)...

Ines napisał: Ja niestety znam koty ktore w takich delicjach gustuja (przez grzecznosc z imienia nie wymienie)...

I ja też znam jednego takiego. I też nie powiem, który to.




© Stroje regionalne i ludowe, suknie ślubne, materiał na firany Design by Colombia Hosting