Stroje regionalne i ludowe, suknie Ĺlubne, materiaĹ na firany
cudownie
A mogą być też foty europejczykowo-ragdollowe i europejsko-europejskie?
milosc jest wrzechobecna !
Marla, nie pytaj, tylko wklejaj
A nie bałyście się, że koty będą miały siebie, więc Wy pójdziecie w odstawkę? Filon każdego ranka przychodzi na mizianki, jakby zrezygnował z tego, to byłaby to wielka miziankowa strata dla mnie (ależ jestem zaborcza, hihi).
Zdjęcia przytulaskowe słodkie, mmm
Balam sie i na poczatku tak bylo. Ale potem przeszedl szal na drugiego kota i foch na nas i wszystko bylo juz po staremu, ale x 2
Każdy potrzebuje miłości i przyjaciela - najlepiej tego samego gatunku.
To moje dwa europejczyki ( już obaj za TM )
Zawsze razem
Cudne te Wasze zdjęcia. Ja już podjęłam cichą decyzję, że wezmę kocię siostry Filona. Pod koniec roku powinno się urodzić. Do tego czasu popracuję nad TŻtem. Marzy mi się chocolate, a jest duża szansa na taki kolor, bo mała jest czekoladką.
No, to kciuki za realizację.
Tak, z tym może być najwięcej kłopotu, więc kciuki jak najbardziej się przydadzą.
kciuki!
Ja to się bardziej boje nie tego, że drugiego nie pokocham tak samo (bo to tak jakby mówić, że się drugiego dziecka nie będzie kochać, przecież to niemożliwe!), tylko bardziej że koty mniej będą kochać mnie mając siebie. Timon jest przylepą, a może przy drugim kocie już nie będzie potrzebował od nas tyle mizianek? A nowy kociak? Timon przynajmniej na początku miał tylko nas a nowy kotek będzie miał od pierwszych dni Timona, to może w ogóle nie będzie do nas lgnął...Takie mnie dręczą wątpliwości ;-) Co nie znaczy, że powstrzymują mnie one przed dokoceniem i Tobie też tego życzę!:-)
Myślę że dwa koty będą kochać jeszcze bardziej właściciela, a przynajmniej bardziej będą okazywać miłość i zabiegać o względy właściciela w każdej chwili, coś w stylu "jego głaszczesz a mnie nie? miziaaaaj!!!"
Mam dwa kochające się koty, które jednocześnie są niemożliwymi przylepami nakolankowo-napiersiowymi. Tak więc bez obaw! Drugi kot jest super towarzyszem do zabaw - gonitw po domu, napadania na siebie zza rogu czy zapasów. Staram się bawić z kotami codziennie, ale ile mogę czasu na to poświęcić? Pół godziny? A parka zapewnia sobie jeszcze przynajmniej godzinkę wspólnych wygłupów dziennie. I to takich, których człowiek nie umie podrobić (no bo mimo szczerych chęci pod fotel się nieststy nie zmieszczę).
Ale jak już nastanie chwila słodkiego nicnierobienia, to na przytulanki Maluchy idą do nas. Nigdy nie zaobserwowałam żadnych objawów zazdrości pomiędzy moimi Szkrabami, ale to może dlatego, że od poczęcia są zawsze razem. A jeśli chodzi o ulubionego ludzia, to u nas "kotozmian" następuje mniej więcej raz na pół roku i nikt nie jest pokrzywdzony - każdy ma na kolanach swojego kota. Aktualnie u nas następuje właśnie ten sezonowy "kotozmian" i po pół roku spędzonym na moich kolanach, Gracja coraz częściej wybiera Michałową klatę, a Geniuszek zaczyna przychodzić do mnie na poranne mizianki.
A co do moich uczuć, to obydwa koty są inne i obydwa kocham inaczej, ale obydwa z wszystkich sił. Nie da się określić, którego bardziej - obydwa najmocniej jak się tylko da. dnia Sob 14:50, 15 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
To ja jestem jakaś dziwna chyba.. Bo ja nie umiem kochać tak samo. Tzn. kochać tak, ale przy wiązuję się do wyrańców, nie do wszystkich zwierząt, jakie mam. Mając dwa psy, zawsze jeden z nich był moim oczkiem w głowie, moim ulubieńcem, choć kocham oba. To samo z kotami. Mam dwa, ale tylko z jednym łączy mnie silna więź. Mając liczne stada szczurów, też zawsze był jeden faworyt i reszta stada. O każdego troszczę się tak samo, tak samo silnie przeżywam choroby itd. Ale tęsknię zupełnie inaczej i inaczej wygląda moja relacja. Są rasy psów i kotów, które z całej rodziny wybierają sobie jedną osobę, którą lubią najbardziej. Ja chyba jestem ludzkim odpowiednikiem tego zjawiska.
Dobrze, że męża mam tylko jednego, a dzieci żadnych, więc przynajmniej tu nie muszę wybierać. Zresztą tu nie o wybór chodzi, bo ja nie wybieram niczego świadomie. Ja po prostu nie jestem zdolna do stworzenia dwóch tak samo silnych relacji jednocześnie. Gdy np. umiera mój ulubieniec, automatycznie jego miejsce zajmuje inny, z którym wcześniej nie czułam takiej więzi. Chyba to jest nieco dziwne, bo gdy rozmawiam o tym ze znajomymi, to dziwnie na mnie patrzą i nie rozumieją mnie.
Monic bez obaw, nasz Evuś przeczy im wszystkim. Evanek był drugim kotem a ma dodatek przyjechał razem z siostrą ( więc już były trzy) . I mimo tego że z siostrą łączy go naprawdę silna więź, mogą godzinami lizac się nawzajem, spać przytuleni (tylko w ciągu dnia bo w nocy Katrinka śpi że swoim ulubieńcem Natanielem układając się wokół jego głowy jak aureola i nikt poza nią nie ma wstępu do jego łóżka) to jednak Evuś jak powietrza potrzebuje ludzkiej miłości. On żyje po to by być tulonym, noszonym, głaskany,drapanym etc. Potrafi slizgiem znaleźć się przed idącym człowiekiem lądując czterema kołami do góry, on nie mruczy zwyczajnie on gdy tylko się na niego spojrzy mruczy FORTE tak że słyszą go sąsiedzi. I nie ma wyjścia, czy gotuje obiad, sprzątam trzeba wszystko rzucić i głaskać bo inaczej ma minke jakby miał się rozplakać i popiskuje jak zbity psiak- nikt nie ma serca go ignorować. On potrafi godzinami leżeć na człowieku leżąc namiętnie włosy ofiary. Nieważne czy to facet od kablówki czy kobieta sprzedająca usługi internetowe, kurier, agent PZU, czy znajomy, Evuś od każdego potrzebuje miłości. Może mieć wokół pięć kotów a i tak wybierze człowieka. Taka ciekawostka z wczoraj: Wkładałam pranie do pralki, byłam w parterze więc Evuś nie przepuścił okazji i położył się obok do miziania, udałam że nie widzę. No to wlazł do pralki i wywalił brzuch Nie sposób nie kochać tego męczyduszy. A jeśli chodzi o kochanie większej ilości "kocich dzieci" to nie martw się każde pokochasz inaczej ale rownie mocno. Każde będzie wyjątkowe pod pewnym względem.
Ech, zazdroszczę Ci takiego miziaka^_^ Timon lubi się głaskać, nosić na rękach, mruczy ale nie jest aż tak nagabujący i tak trochę chciałabym żeby więcej na nas wchodził :-P Ale wiem też, że jego zachowanie jeszcze może się zmienić i po kastracji i po pojawieniu się kociego towarzysza i w ogóle jak podrośnie to też może będzie jeszcze bardziej miziasty, na razie to kociak rozbrykany to nie ma tyle cierpliwości do siedzenia na kolanach:-) Ale uspokoiłyście mnie. Żaden człowiek nie da kotu tego co da mu drugi kot, ale też żaden kot nie da kotu tego co człowiek. Więc po prostu człowieki i koty w ilości więcej niż jeden to jedna, wielka uzupełniająca się rodzina!:-)
Podpisuję sie pod słowami butterfly - różne mogą być charaktery kociąt i różne sposoby okazywania przez nie miłości , tak jak różnią się od siebie ludzkie dzieci , ale ty będziesz je kochała może odrobinę inaczej ale równie mocno . U mnie trzy kotki i każda ma inny charakter , znam je , szanuję i kocham całym sercem . Jest tak jak z tą opowieścią o szufladkach znajdujących sie w sercu człowieka . Nie myśl ,że po pokochaniu jednego kociaka, będziesz musiała usunąć go z szufladki , by zrobić miejsce drugiemu . Ty po prostu otwierasz kolejną , która do tej pory była zakurzona i pusta.
O jeżu, jakie zdjęcie. A ciemne uszka i plamka najmniejszego
Filoś robi się miziasty, przed chwilą przyszedł do wyrka, położył mi się na piersi i wycałowałam go, wymiziałam po brzusiu, że hej. W ogóle mam ostatnio napady miłości i wtedy go tarmoszę, obcałowuję, czochram, głaszczę. Najlepsze, że czasem chce już pójść,.ja go łapię i całuję brzusio dalej, a on grucha jeszcze bardziej. Takiej to adoracji potrzebuje, próżniaczek. Wątek o miłości, to się chwalę moją jedną sztuką, bo myślałam, że on miziasty nie jest i nie będzie, a tu coraz większe zmiany na horyzoncie w tej kwestii
Posiadam trzy kotki,w tym dachoweczke.Wszystkie sie bardzo kochaja.Miziaste sa jednak w roznym stopniu.Mam takie wrazenie,ze jak by byl jeden kot, to ja bm byla w centrum jego zainteresowan,tak jednak czesto wystarcza im wzajemne czulosci.Na pewno jednak koty sa szczesliwe,ja moze troche mniej.
U nas Racuch był sam przez rok i nie byliśmy w centrum jego zainteresowania. On nie jest miziakiem i nie był nim jako jedynak. Odkąd mamy Imbira (dachowiec), Racuszek z nim szaleje, uprawiają gonitwy, bitwy, przytulanki, lizanki... itd. Imbir do tego jest bardzo dużym miziakiem i okazuje masę czułości nam oraz jednemu z naszych psów. Racuszek ma przebłyski czułości w stosunku do nas, ale zdarzają się dość rzadko. Nigdy nie było sytuacji, żeby się na kimś położył. Najwyżej położy się na tym samym łóżku i już mamy to docenić. Czasem kładzie się dość blisko i pomiaukuje, żeby go głaskać, pacając nas łapeczką. To uważam za szczyt czułości z jego strony, ale w sumie to wygląda bardziej na wykorzystywanie nas!
Na pewno nie ma żadnego sensu ograniczanie kotu dostępu do drugiego kota tylko po to, by nas kochał bardziej. dnia Śro 11:17, 19 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Słuchajcie, zapytam, bo zastanawia mnie to: na forum panuje opinia, że dwie sztuki to lepszy wybór niż jedna. Dlaczego więc w dziale adopcje przeważnie są oferty dla domków "bez konkurencji"?
wsumie to dobre pytanie...
Ja myślę sobie tak: zazwyczaj oddawane są dorosłe koty pohodowlane. Pochodzące z dużego stada. Po kastracji, co nagle obniżyło ich pozycję w stadzie. Na niskiej pozycji mogły być atakowane przez inne koty = coraz większy stres dla męczonego kota. Hodowca szukając domu wybiera taki, w którym nikt nie będzie atakował kota, a wręcz będąc jedynakiem, będzie oczkiem w głowie nowych opiekunów.
Ewentualnie oddawane są koty aspołeczne, niedogadujące się ze stadem (atakujące lub atakowane). Oddawana właśnie z powodu tego niedopasowania do stada. Wtedy także dom bez innych kotów wydaje się logiczny.
To takie moje gdybanie. Jak jest naprawdę, nie wiem. (???)
Calkiem logiczne gdybanie.Mysle,ze jezeli chodzi o kocieta to parka na pewno bedzie bardziej szczesliwa. Koty do adopcji to z reguly koty po przejsciach,a hodowcy pewnie chca im oszczedzic dalszych stresow.Niedosc,ze zmiana domu jest ogromnym stresem to jeszcze jakis obcy kot.
To może podzielcie się jeszcze informacjami po jakim czasie brałyście drugiego kociaka
Jeszcze drugiego z nami nie ma, czekamy aż urośnie;-) Od początku wiedzieliśmy, że będą dwa, ale myśleliśmy, że trochę później, jednak los chciał inaczej:-) Tosię zarezerwowaliśmy po 2 miesiącach pobytu u nas Timona. Ona będzie miała 3 miesiące, on 7 więc dzieciaczki powinny się szybciej dogadać:-) Po skończeniu 2 roku życia kota załącza mu się instynkt terytorialny więc może trudniej. dnia Czw 10:48, 20 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Cezar mial 3lata jak przyszedl malutki Teodor.Teodor mial rok czasu jak przyszedl malutki Szafir.Teodor poprychal 15 minut i pozniej sie nim juz zaopiekowal. Wydaje mi sie ze to,jak przyjmie rezydent nowego kota, nie zalezy od wieku kota,tylko od jego charakteru.
Tula miała 7 miesięcy jak wprowadziliśmy do jej królestwa Aurelkę.
Racuszek miał rok. Śmialiśmy się, że na urodziny mu Imbira daliśmy (trochę przed urodzinami było). Ale myślę, że lepiej byłoby wziąć wcześniej, wtedy gdy kocię ma masę energii do wyładowania podczas zabaw.
Ford tydzień po przyjeździe Juli ( ona miała 2 lata 4 miesiące) kończył rok. Dostał ją na urodziny, do dzisiaj się śmieje, że nie o takim prezencie marzył
Simba zamieszkał z nami jak Rosi miała 6 miesięcy. Jest od niego starsza o 3 miesiące. Mimo małej różnicy wieku, niestety niespecjalnie się dogadują, to znaczy jest tolerancja, ale wspólnego spanka, ani przytulsaków takich jak wyżej to niestety nie ma. Simba na początku bardzo lgnął do Rosi, ale ona nie zamierzała kumać się z nim. Z czasem były gonitwy, krótkie lizanie po uszkach, ale zdarzało się tez warczenie. Przytulają się do siebie tylko w transporterze, bo lubią jeździć w jednym
A mnie się dziś śniło, że mam dwa ragi-Fila i drugiego bicolourka. Nie będę popadać w szczegóły, ale było tak, że koty zostały na noc na podwórku moich dziadków. Jak się zorientowałam, że moja mama (która tam była ze mną) nie wpuściła ich na noc bardzo się zdenerwowałam i darłam się, że ktoś je może ukraść, pytałam, czy 4 tysiące zł też by tak położyła na podwórku i zostawiła na noc (jaka materialistka ze mnie wyszła :O). Wybiegłam po koty. Sealowy bicolourek był, a obok niego rudy...maine coon, młody, który ugryzł mnie w palec. Fila nie było. Wybiegłam z podwórka w ogóle nie przejmując się bicolourkiem i zaczęłam szukać Filona. Jacyś ludzie bawili się w wysokiej trawie ze swoimi dziećmi. Zapytałam, czy nie widzieli białego kotka z rudymi znaczeniami. Powiedzieli, że widzieli-o, gdzieś tu był. Zaczęłam się drzeć FIIIILOOON i na to mój książę płacząc wyszedł z morza trawy. Złapałam go i tak tarmosiłam i całowałam, że biedak ledwie oddychał. No i wyszło, że nie dość, że materialistka, to jeszcze olałam mojego drugiego kota, bo brzydko pomyślałam, że wolałabym, żeby tamten zaginął, tylko nie Fil.
Dobrze, że to tylko sen, ufff. dnia Pon 17:15, 24 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Słuchajcie, ja wiem, że Święta i w ogóle, ale mam takie pytanie z serii praktycznych: czy przejdzie jedna kuweta przy dwóch kotach? Teraz uświadomiłam sobie, że nie bardzo mam gdzie wstawić drugą...
Może przejdzie, a może nie - to zależy od kotów.
Myślisz, że przed wprowadzeniem nowego dobrze jest np. wsypać do kuwety trochę żwirku z hodowli? Żeby zapachy się wymieszały?
Nie mam pojęcia nie słyszałam o takiej metodzie.
Haha, ja też! Sama ją wymyśliłam
Z drugiej strony, gdybym zrobiła taki numer np Tuli, jestem prawie pewna, że zestresowałaby się, że czuje obcego kota w takim "osobistym" miejscu, a go nie widzi. Na pewno pomyślałaby, że jakiś obcy kot się zakrada i załatwia się do jej kuwety i denerwowałaby się tym niewidzialnym "gościem".
A u nas mamy dwie kuwety, ale z braku innej możliwości są ustawione obok siebie (nawet niekiedy stykają się bokami). Koty jakoś nie przywiązują się do jednej czy drugiej. Z obu korzystają naprzemiennie. Więc przypuszczam, że gdyby zamiast tych dwóch była jedna odpowiednio duża, to i taka opcja by przeszła. Wg mnie, w przypadku posiadania jednej kuwety bardzo istotna sprawą jest dość częste jej czyszczenie i wypełnianie piaskiem z pochłaniaczem zapachów. U nas "cieszy się powodzeniem" Best Eko plus (zbrylający).
Trzy koty - jedna kuweta. Nikt nie narzeka.
O, czyli jest nadzieja. Marla, Sammy od razu korzystał ze wspólnej kuwety, czy stawiałaś na początku osobną?
Od razu sikał do kuwety rezydentów. Dwie pierwsze noce młody spał zamknięty z nami i miał awaryjną kuwetkę, ale nie chciał do niej sikać. Trzymał całą noc i wolał siurnąć do tej właściwej w łazience.
Ja nie będę w ogóle mogła zamknąć się z nowym, bo Filosiek śpi z nami i wywalenie go z sypialni byłoby draństwem. Pewnie przyniosłoby odwrotny skutek.
Jeszcze Vani w ciąży nie jest, a ja już rozmyślam, ech...
U nas też jest jedna kuweta i dwa koty. Nie ma problemu, od samego początku chłopaki świetnie się dogadują ( tak , jak przewidywała hodowczyni naszego młodszego :-)
U mnie 11 lat różnicy między nimi i tez obie do jednej robią
*przeniesione z wątku Casi i Łatki*
Nie chcę być "chmurą burzową" i gasić entuzjazm, jednak warto przeczytać: http://www.barfnyswiat.org/viewtopic.php?p=5116#5116 post Dagnes i jeszcze kilka dalszych jej postów (a nawet kilka stron tego tematu). Trzeba mieć na uwadze, że może się nie udać.
Rano napiszę dokładnie, jak wyglądało dokocenie u nas i przybliżę charaktery kociastych.
Solea a ja trochę wyleję Ci kubeł zimnej wody na głowę. , spokojnie nie będe straszyć, opowiem tylko moje spostrzeżenia. Dokacałam się dwukrotnie i za każdym razem było szybko i słodko, ale po tych kilku latach stwierdzam, że jednak dla kotów nie do konca. Z charakteru jestem obserwatorką i kupując pierwszego kota, po około roku stwierdziliśmy z Robertem, że Frodo nudzi się sam w domu, co jest totalną głupotą. Kot to nie pies, to naprawdę dwa różne domowe zwierzęta i wiem, ze niektóre kotki potrafią udawać psy (np. mój Fricco) i dlatego wydaje nam się, ze siedząc same w domu są nieszczęśliwe. Bzdura i jeszcze raz bzdura. Połowę swojego życia kot przesypia, połowę z drugiej połowy spędza kopiąc w kuwecie i podjadając z miski. To my bawimy się z kotem a nie kot z nami, bo wydaje nam się, że trzeba mu urozmaicać życie. No dobra .... gdy dotarł do nas Vincent Frodo był zachwycony. "Matkował" mu, lizał, czyścił kuperek jak się posiusiał, ale z czasem mały wariat zaczął mu przeszkadzać. Nie dawał mu spać, wylegiwać się w ulubionych miejscach, wyjadał karmę z miski i pomimo, ze nadal się kochali jak dwa wariaty, to Frodo juz taki szczęsliwy nie był, poza tym musiał podzielić się "swoją ukochaną pańcią" czyli mną i tutaj była widoczna kocia zazdrość. U nas skończyło sie tym, że Frodo się "wycofał". Pisałam o tym, wyłam jak bóbr, bo to przecież moje ukochane kociątko, które wiecznie przebywało u mnie na rękach, a teraz schowało się w ciasny kąt i "cierpi". Największym błędem przy pierwszym dokoceniu było zabranie malucha do nas do sypialni i ZAMKNIĘCIE DRZWI (obawialiśmy się, ze już wtedy 7 kg Frodo może niechcący uszkodzić maluszka). Co było totalną bzdurą. Frodo poczuł się odrzucony, zdradzony itd. Przy trzecim futerku zrobiliśmy inaczej, wszystkie drzwi były otwarte, rezydenci u nas na łózku, a młody spał w pierwsza noc na głowie Roberta .
Co do kuwet, ja mam 1. Były kiedyś 2, ale ta druga okazała się zbędna. Wszystkie koty siusiały nadal do jednej.
Kończąc mój monolog, napisze tylko tak, nie każdy kot potrzebuje towarzysza, musisz poobserwować swojego pupilka, czy faktycznie Wasze wyobrażenie samotnosci pokrywa się z jego spokojem. A może to "forumowa presja" typu wszyscy mają po kilka, to ja tez tak chcę bo wszyscy sa szczęsliwi z posiadania kilku kotków, to ja też chcę. Poza tym co do kochania, będziesz kochać ich całym sercem i całą sobą, ale nie tak samo. Nie da się. Każdego z osobna kocha się inaczej.
Zastanówcie się i zyczę bajecznego dokocenia.
Mnie się wydaje, że on się nudzi, bo potrafi siedzieć i wyć do księżyca. Często zaczepia też drastyczną metodą-drapie krzesła i zagląda, czy ktoś widział Poza tym średnio lubi zabawki. Wymyśliłam sobie, że z drugim kotem by się wyżył. Z drugiej strony on w hodowli był wycofany i "nieciekawy", wg mnie zdominowany przez przebojową siostrę-gdy ona podchodziła bawić się, on odchodził i tylko patrzył z dystansu. U nas jest królem- ciekawski, zaczepny, odważny. Może powinnam to jeszcze przemyśleć...
Pomimo że jest Juli
solea napisał: Mnie się wydaje, że on się nudzi, bo potrafi siedzieć i wyć do księżyca. Fordek siedzi w wannie i nawołuje, chodź pomiziaj, albo przed drzwiami solea napisał: Często zaczepia też drastyczną metodą-drapie krzesła i zagląda, czy ktoś widział Dywan jest u nas najlepszym drapakiem. solea napisał: Poza tym średnio lubi zabawki. Fordek lubi/lubił od zawsze bawić się w patrzenie jak ja się bawię i raz na jakiś czas ruszy i zapoluje. solea napisał: Wymyśliłam sobie, że z drugim kotem by się wyżył. Pomimo, że go gonie po mieszkaniu (nadal) to po przyjściu z pracy przez łózko wygląda jakby przeszło tornado. Znak, że na pewno sam siebie nie gonił, tylko bawił się z Juli. solea napisał: Z drugiej strony on w hodowli był wycofany i "nieciekawy", wg mnie zdominowany przez przebojową siostrę-gdy ona podchodziła bawić się, on odchodził i tylko patrzył z dystansu. Fordek w hodowli był taki sam, przyszedł się pobawić jak wszystkie kociaki leżały już zmęczone taka moja ciapa kochana Czy zrezygnowałabym z drugiego kota, raczej nie, bo Julisia to Julisia i jej nie sposób nie kochać. Widzę jak jeden od drugiego się uczy, gdzie wskoczyć, jak zapolować. Czy są razem szczęśliwi, mam nadzieje, że nie cierpią i chociaż akceptują swoje towarzystwo. Ona potrafi się przy nim położyć, on za każdym razem pacnie ją łapką jak wskakuje na łóżko gdzie on leży i po chwili oboje śpią.
solea napisał: Mnie się wydaje, że on się nudzi, bo potrafi siedzieć i wyć do księżyca. Często zaczepia też drastyczną metodą-drapie krzesła i zagląda, czy ktoś widział Poza tym średnio lubi zabawki. Wymyśliłam sobie, że z drugim kotem by się wyżył. Z drugiej strony on w hodowli był wycofany i "nieciekawy", wg mnie zdominowany przez przebojową siostrę-gdy ona podchodziła bawić się, on odchodził i tylko patrzył z dystansu. U nas jest królem- ciekawski, zaczepny, odważny. Może powinnam to jeszcze przemyśleć...
dla mnie teraz z perspektywy czasu jak już wiem coś nie coś o kotach takie zachowanie powiedziałoby mi nie bierz drugiego kota. U Was jest teraz królem, bo jest sam, jesteście cali jego, jak pojawi się drugi kotek, może się wycofać, drugi kot może go zdominować. Oczywiście tak tez nie musi się stać, bo jego zachowanie może być całkiem inne. Ale o tym sie nie przekonasz jak nie spróbujesz. Niestety.
No szkoda, że nie można wziąć na próbę kotka. Ewentualnie zawsze mogę szukać drugiemu domu w ostateczności, ale myślę, że to i tak "zryje" psychikę rezydenta, jeśli będzie źle. Pogadam jeszcze z hodowcą. Może nie powinnam patrzeć na kolor kota, tylko na charakter-myślę, że jest szansa, że z drugim ciapuchem mógłby się dogadać.
Charakter drugiego kota w takiej sytuacji jest zdecydowanie najwazniejszy.
Uważam, że w przypadku dokocenia najważniejszy jest charakter "nowego", a nie kolorek, który wiadomo, że w każdym wypadku będzie najpiękniejszy
Masz pod tym względem dobrą sytuację, że hodowca zna dobrze Filosia, więc myślę, że nikt Ci lepiej nie doradzi
To ja teraz powiem jak to było u nas. (na początek krótkie przypomnienie historii rezydentów) Castiel i Dean jako 3-miesięczne sierotki poznały się w domu tymczasowym. Polubiły się do tego stopnia, że postanowiono ich wyadoptować w parze. Żyli sobie w pewnym domu, potem trafili do innego tymczasa, w końcu spotkała ich najgorsza kocia tragedia - z domowego zacisza trafili do kociarni liczącej sobie kilkadziesiąt kotów. Tam żyli w stadku przez 3 miesiące i potem trafili do nas.
Castiel jest bardzo śmiałym i przebojowym kotem. Pierwszy zwiedzał nowe miejsca i zaglądał w kąty. Lgnie do człowieka i od pierwszych chwil wytworzyła się między nami więź. Jest ciumkaczem, nakolankowcem i pościelowcem. Dean jest dość nieśmiały. Ma on potrzebę na chwile samotności, dlatego ma w sypialni kilka ulubionych miejsc na relaksik w spokoju. Lubi jak się do niego przyjdzie na czułości. On sam również przychodzi, a wtedy ugniatanek i baranków jest milion. Obaj uwielbiają zabawy z nami, każdy ma swoje ulubione zabawki i formy rozrywki. Bawią się też razem, biją, myją, grzeją. Są jak stare dobre małżeństwo.
Rezydenci żyli w dużej grupie kotów. W domu jest ich dwóch, czyli byli świadomi, że nie są pępkiem świata. Pojawienie się Sammiego trochę ich jednak zdezorientowało. Spali sobie spokojnie, a kiedy się obudzili, na środku pokoju stał transporter z czymś żywym w środku. Po obejrzeniu syczeli na maluszka ale nie atakowali go. Nie był obiektem do unicestwienia, ale czymś nieznanym i jednocześnie fascynującym. Sammy nie bał się rezydentów ani nowego miejsca. Drugiego ranka Castiel zaakceptował małego i przestał na niego syczeć. Trzeciego ranka Dean przestał syczeć, ale miaukiem ostrzegał Sama aby nie spoufalał się z nim. Trzeciego dnia Castiel bawił się z młodym i zaczął mu matkować. Jeśli dobrze pamiętam Dean bawił się z Sammym czwartego ranka.
Jak bym teraz nazwała relacje między kotami? Na pewno są zgraną ekipą. Nie ma złośliwości między nimi, ani walki o nasze względy. Każdy dostaje codziennie porcję zabaw i czułosci od nas. Sammy lubi być w centrum uwagi i leci do nas kiedy zajmujemy się innym kotem. Ale nie widzę w tym niczego szkodliwego. Tylko przytula się, włącza traktorek i leży/siedzi. Potrafi się dzielić człowiekiem. Np. dziś rano spałam przygnieciona Castielem i Samem, którzy zgodnie podzielili się moim tułowiem do spania/przytulania. Spięcia oczywiście są, jak w każdej relacji miedzykociej.
Wczoraj w głowie miałam o wiele ładniejszy i dokładniejszy tekst. W razie pytań - służę.
A czy jest na forum ktoś, kto żałuje dokocenia i ma jaja :p przyznać to głośno?
Mam chwilkę czasu więcej, więc mogę wypowiedzieć się mniej oszczędnie
Kot to nie pies, to prawda. Ale kot w naturze nie włada każdy niezamieszkałą bezludną wyspą, na której 23 godziny na dobę przesypia, a przez pozostałą skubie granulat z miseczki i zajmuje się w spokoju swoją higieną. Wprost przeciwnie! Życie kota na wolności jest ekscytujące do granic możliwości - w pozytywny i negatywny sposób. Składają się na nie liczne (nie zawsze skuteczne!) podejścia do polowań, nie tylko z głodu, ale i przecież z czystej potrzeby doskonalenia umiejętności łowieckich. Unikanie naturalnych wrogów. Patrolowanie zaanektowanego terytorium. Wchodzenie w pozytywne i negatywne interakcje z przedstawicielami swojego gatunku, nie tylko przy okazji godów. Dziko żyjące "odpowiedniki" naszych mruczków często łączą się w stada - choćby kurylski bobtail, który będąc rasą naturalną, w naturze żyje w stadach. To samo koty wiejskie i miejskie - łączą się często w grupy, które utrzymują się nawet po wykastrowaniu tworzących grupę osobników.
Życie kota w domu jest bardzo nudne. Kot domowy nie jest pozbawiony tych wszystkich instynktów, które pozwalają mu przeżyć w naturze. One są u naszych kotów jak najbardziej obecne i nasza w tym głowa, żeby te instynkty miały ujście. Zapewniamy im to bawiąc się z nimi, aranżując przestrzeń na ich potrzeby, udostępniając zabezpieczone balkony czy woliery i wyprowadzając na spacery albo wreszcie decydując się na kociego kumpla.
Do niedawno myślano, że "kot to nie pies" - w znaczeniu takim, że psem trzeba się zajmować, a kotem nie trzeba, kot tylko śpi, je i ładnie wygląda. Nic bardziej mylnego. Kot to nie pies - ich potrzeby są różne. Ale te potrzeby istnieją i trzeba mieć je na uwadze. Inaczej rzeczywiście możemy skończyć ze znudzonym, zrezygnowanym kotem, przesypiającym właściwie całą dobę, a przez pozostały czas snującym się po domu. Ale to nie jest życie, do jakiego natura stworzyła kota.
Oczywiście, nie każdy kot będzie dobrze się czuł w towarzystwie. Są też takie, które swoich kuzynów wolą oglądać przez okno. Ale nie sądzę, by takowe były większością.
Nie każdy kot z każdym kotem się dogada. Ot choćby przykład Mefista - z moimi dziewczynami to był bardzo nieudany związek. Za to z rezydentem w nowym domku już po 24 godzinach byli najlepszymi kumplami. I dosyć przewrotnie to wyszło, bo dominujący Mefisto poszedł do właściwie dosyć wycofanego i lękliwego kota. Rezydent szybko ustąpił silniejszemu charakterem Mefistowi i niemal natychmiast zawiązała się między nimi koleżeńska więź. Morał z tego taki, że trudno przewidzieć, czy koktajl charakterów jaki sobie umyślimy wypali... Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana! Nie wyobrażam sobie, by tak głodny wrażeń i kontaktów z innymi kotami Mefisto był jedynakiem. To by go zniszczyło. Nie wyobrażam sobie Tuli bez Aurelki. Nie wyobrażam sobie Aurelki jako jedynaczki - ona uwielbia inne koty, choć obcych oczywiście się boi, jeśli nie ma u jej boku mentorki Tuli. Ale tak samo nie wyobrażam sobie życia z parką Tula + Mefisto czy Aurelka + Mefisto... Nie ma reguły. Tzn, reguły może są. Ale koty to koty i oglądanie się na reguły nie leży w ich naturze.
A ja powiem szczerze, że wyobrażam sobie Sammiego jako jedynaka. Przez tydzień był jedynakiem podczas mojego Wielkanocnego wyjazdu i muszę stwierdzić, że mnie pozytywnie zaskoczył. A pewne swoje cechy ujawnił dopiero, kiedy byliśmy z dala od innych kotów.
Tak jak napisałam wcześniej - uważam, że są koty, które lepiej by się czuły będąc jedynakami. Są też pewnie takie, którym wszystko jedno nie warto na siłę próbować wkładać nasze pieszczochy w regułki. Każdy kot jest inny.
To może i ja się wypowiem. Juz wczesniej pisałam, ale przypomnę, że Filemonka była postrachem domowem, mówilismy na nią "koci pitbul" Szukając kota do dokocenia sugerowałam się charakterystyką rasy i stąd padła decyzja, że to będzie Ragdoll. Jeszcze bardziej się upewniłam w swojej decyzji słuchajac wywodu pani hodowcy, że Ragdolle miały być kotami bardzo uległymi, spokojnymi i naziemnymi. I pomyslałam-"To kot dla Filki, bo ona stara i niech nadal będzie szefowa domu". Jakże się myliłam Można powiedzieć, że zrobiłam straszna krzywdę Filce, bo Nikita okazała się diabłem wcielonym, który niczego nie nie boi. W nosie ma jej syczenie, warczenie, na bezczelnego odpycha ja od miski i wyżera jedzenie, choć obok ma swoją michę. A Fila stoi jak ten osioł z Kubusia Puchatka. Nika włazi na nią i gryzie po uszach, skacze po niej. A biedna Filemonka schodzi jej z drogi na każdym kroku. I nic nie daje karcenie młodej, łapanie jje za kark i stanowcze mówienie : NIE!, pryskanie wodą, ona jest nie do opanowania. Bardzo kocham Nikitke bo daje nam wiele radości, ale myślę, że Filemonka jest nieszczęśliwa i na stare lata straciła swoja domową pozycję. A to wszystko "zawdzięcza" mnie, która to zrobiła z miłości do niej, by kotka po śmierci Neski nie była samotna
Teraz w mojej głowie zrodził się plan, żeby wziąć drugiego Ragdolla, żeby Nika miała się z kim wyżyć i żeby dała Filce spokój. Może dziewczyny sie wypowiecie, czy to dobry pomysł
Ja dokocenie mam dość świeże, także nie wypowiem się z doświadczenia, ale opinię mam podobną jak Ines. To nie jest tak, że kot śpi, je i się myję, a bawi się z nami z łaski. Owszem, są koty bardziej energiczne i bardziej leniwe. Timon nie bawi się bez przerwy i byle czym. Trzeba go zachęcać, machać wędką odpowiednio i jeszcze wbić się w chwilę. Ale widzę jaki jest jak się go wybawi, zadowolony, zmęczony, a jak nie mam czasu w danym dniu na zabawy to chodzi marudny, atakuje nogi, miauczy, nie chce iść spać...Lecz czasami wędka nie wystarczy i wszystkie moje super pomysły na zabawę też nie...Widzę, że chce się gonić, uprawiać zapasy, turlać się...No ja mu tego nie dam :-P Poza tym jego spojrzenie jak wychodzimy z domu na cały dzień i ten wyrzut jak wracamy...Nie wiem czy przy Tośce nie będzie tak patrzył, ale na pewno ja będę spokojniejsza jak będą razem. Kot jest samotnym łowcą i nie jest stadny jak pies, ale to nie znaczy, że jest całkowitym odludkiem. Uważam, że kot który się nudzi (a nie oszukujmy się, nie mamy dla nich tyle czasu, żeby się nie nudziły), to śpi, je, śpi, je, śpi, je i trochę się umyje. Czy to jest fascynujące życie? Myślę, że może doprowadzić do otyłości, apatii i zobojętnienia. Oczywiście nie uważam też, że KAŻDY kot musi być w parze...Są koty, które EWIDENTNIE muszą być jedynakami...Przy dorosłym kocie możemy to już stwierdzić, przy kociaku niekoniecznie, aczkolwiek kociak łatwiej akceptuje nowego. Niestety w wielu przypadkach nie rozpoznamy tego i potem jest problem:-( A więc nic nie pomogłam moim wywodem :-P Owszem, nie każdy kot nadaje się do życia w parze, ale też nie zgadzam się z tym, że kompletnie nie potrzebuje towarzystwa kociego:-) Trzeba wyczuć po prostu...
Czytam i od razu przypomina mi się dyskusja , która wywiązała się wśród mojej młodzieży , a właściwie miedzy jedynakami a ludźmi mającymi rodzeństwo . Nie sposób było ją rozwiązać . Tu jest dokładnie tak samo . Przy dokoceniu coś się traci a coś się zyskuje . Na pewno należy mieć na uwadze predyspozycje ras .